Emily Giffin jest amerykańską autorką bestsellerów, która aby poświęcić się rodzinie i pisaniu, zrezygnowała z kariery prawniczej. Na co dzień wraz z mężem i trójką dzieci zamieszkuje Atlantę i to właśnie tam oddaje się temu co lubi najbardziej.
Życie lubi płatać człowiekowi różne figle. Dla wielu spośród nas jest ono nieustanną próbą i walką o lepsze jutro. Rzadko kiedy jesteśmy w stanie przewidzieć co przyniesie nam kolejny dzień. Bardzo często wydaje się nam, że los uśmiecha się do nas i wszystko stoi na dobrej drodze, jednak bardzo szybko dochodzimy do wniosku, iż jest to jedynie złudnym marzeniem. Podobnie zresztą jest i z miłością, która uskrzydla nas i sprawia, że czujemy się szczęśliwszymi ludźmi. Niejednokrotnie rozstajemy się z jedną osobą, by w niedalekiej przyszłości związać się z kimś zupełnie innym. Całość sytuacji wydaje się zmierzać ku happy endowi i wtedy naszej drodze pojawia się miłość sprzed lat, która wzbudza w nas pewien sentyment. Niby nie pałamy do niej tak wielkim uczuciem, jednak ciągle pozostaje częścią naszego życia...
Ellen jest młodą i utalentowaną kobietą, która wstąpiła w związek małżeński z bratem swojej najlepszej przyjaciółki. Była z nim bardzo szczęśliwa i cieszyła się, że spotkała na swojej drodze mężczyznę, który pokochał ją miłością bezgraniczną i dbał o nią, jak o nikogo innego na świecie. Oboje zajmują się w Nowy Jorku tym co lubią najbardziej i wydawać by się mogło, że w takiej harmonii dotrwają do późnej starości, kiedy to siedząc przy kominku będą pomagać swoim dzieciom w wychowywaniu upragnionych wnuków. Nikt by się nie spodziewał, że chwila zwątpienia pojawi się w ich egzystencji szybciej, niż oboje by sobie tego życzyli. Na drodze głównej bohaterki pojawia się bowiem przystojny dziennikarz który skradł serce dziewczyny w nie tak odległej przyszłości. Związek z Leo wymagał od niej ogromnej ilość wyrzeczeń i ciągłego podporządkowania się partnerowi, który nie widział niczego poza czubkiem własnego nosa. Podczas trwającego jakiś czas związku nigdy nie doświadczyła przy nim poczucia bezpieczeństwa ani pełni szczęścia, która objawiałaby się nieschodzącym z jej oblicza uśmiechem i duchowym uniesieniem. Mimo to bardzo go kochała i przez dłuższy czas po rozstaniu z nim, nie mogła dojść do siebie.
"Sto dni po ślubie" ukazuje swoim czytelnikom historię, która z całą pewnością mogłaby się przytrafić każdemu z nas. Zagłębiając się w lekturze powieści wspólnie z jej główną bohaterką przeżywamy liczne rozterki, które nie pozwalają jej na spokojne przeżycie choćby jednego dnia. Ellen jest świadoma tego, iż uczucie, którym darzy Leo znacznie różni się od tego co czuła przed kilku laty, jednak w dalszym ciągu czuje do niego pewien sentyment, który przyprawia ją o wyrzuty sumienia. Nie jest ona w stanie powstrzymać się przed spotkaniami ze swoją dawną miłością, a także jest świadoma tego, że w dalszym ciągu mężczyzna nie jest jej obojętny. Czy owa znajomość okaże się zgubną dla małżeństwa głównej bohaterki? Jak zareaguje zaistniałą sytuacje?
Na te pytania i jeszcze wiele innych odpowiedź znajdziecie podczas zagłębiania się w dzieło Emily Giffin. To prawda, że nie należy ona do grona literatury wybitnej i z pewnością znajdziemy powieści, które wywołają w nas o wiele więcej sympatii, jednak myślę, że idealnie nadaje się ona do czytania w chłodne zimowe wieczory. Amerykańska autorka posługuje się prostym i zrozumiałym dla wszystkich językiem, a jedyne utrudnienie w odbiorze tej lektury stanowi przeskakiwanie z teraźniejszości do przeszłości i na odwrót. Moim zdaniem owe zabiegi powinny zostać odgrodzone od siebie nieco bardziej, a nie zwyczajną zmianą akapitu z uwzględnieniem dodatkowego 'entera'. Przy dobrym wczytaniu się w książkę bywają momenty, iż czytelnik tego nie zauważa i w pewnym momencie nie ma zielonego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Dopiero po kilkukrotnym powtórzeniu ostatnich zdań dochodzi do odpowiednich wniosków i ponownie może pozwolić sobie na czerpanie przyjemności z lektury.
Muszę przyznać, że miałam okazję czytać dużo lepsze powieści, jednak "Sto dni po ślubie" posiada swoisty urok, który nie pozwolił mi na przedwczesne odłożenie egzemplarza na półkę. Sięgałam po nią w każdej wolnej chwili i w ostatecznym rozrachunku mogę uznać spotkanie z nią za całkiem udane. Z wielką przyjemnością sięgnę po kolejne książki, które wyszły spod pióra Emily Giffin i mam nadzieję, że będę się przy nich bawić jeszcze lepiej niż dotychczas.
Wydawnictwo Otwarte, 2008 rok
ISBN: 978-83-7515-052-0
Liczba stron: 376
Ocena: 6/10
Pisarka znana i ceniona. ja sam nie czytałem tej pozycji. Na razie nie mam za bardzo czasu, ciągle coś jest "w kolejce". Ale autorkę mam na liście "do przeczytania", tylko nie wiem od czego zacząć.
OdpowiedzUsuńCzytałam dwa lata temu i bardzo mile ją wspominam :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Chyba nie bardzo w moim stylu, więc raczej nie przeczytam. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńBardzo podobało mi się "Coś pożyczonego", więc i po "Sto dni po ślubie" na pewno też sięgnę :)
OdpowiedzUsuńAutorka ma przedziwną manierę - przyciąga mnie jak magnes i czytając jej powieść nie mogłam się oderwać. Rzadko zdarza się by jakiś pisarz, twórca literatury lekkiej, tak mnie zainteresował.
Pozdrawiam ;)
Trochę nie moje "rewiry", ale zobaczymy.
OdpowiedzUsuńJakąś książke tej pani chcę przeczytać od dawna ;) Wróciłam do blogowania ^^ :D
OdpowiedzUsuńTo raczej nie moje klimaty;]
OdpowiedzUsuń