Przed przeczytaniem tego utworu, obejrzałam dla pewności kilka odcinków serialu, którego scenarzystką okazała się być Agnieszka Pilaszewska. Jestem wielką miłośniczką porównywania do siebie książek i ich ekranizacji, jednak strasznie żałuję momentów, w których jedna od stron okazuje się być znacznie gorsza od drugiej. Byłam strasznie ciekawa jak to wszystko będzie wyglądać po przeczytaniu przeze mnie "Przepisu na życie". Muszę przyznać, że sama jestem zdziwiona emocjami, które dzięki niej odkryłam. Zacznijmy od samego początku.
W dniu szesnastej rocznicy ślubu, Anna zostaje poinformowana przez swojego męża o istnieniu tej trzeciej. Niedługo później na jaw wychodzi różniej informacja o tym, że główna bohaterka jest w ciąży i wraz z szesnastoletnią córką nie są już na tym świecie same. Z początku kobieta wydaje się być przytłoczona tymi informacjami i nie ma ochoty na nic z wyjątkiem leżenia w łóżku, jednak z biegiem czasu powraca ona do w miarę normalnego funkcjonowania. Mniej więcej w tym samym czasie, w życiu brunetki pojawia się dwóch tajemniczych mężczyzn, który raz na zawsze odmienią jej dotychczasową egzystencję. Co prawda każdy z nich jest zupełnie inny, jednak czy tak jest w rzeczywistości? Jakie elementy łączą ich ze sobą, a jakie dzielą? Jak dalej potoczą się losy atrakcyjnej Warszawianki?
Nigdy przedtem nie spotkałam się z tak dosłowną książką. Nie było w niej sceny, która w jakikolwiek sposób zachęciłaby mnie do dalszego czytania tego utworu. Większość poznałam już przy okazji oglądania serialu i myślę, że więcej nie było mi do szczęścia potrzebne. Obcując z tą powieścią miałam wrażenie, że poruszam się po własnym mieszkaniu i nic więcej nie jest mi do szczęścia potrzebne. Szkoda tylko, że znam je już na pamięć i nic nie jest w stanie mnie w nim zaskoczyć. Strasznie żałuję, że przygodę z tym utworem rozpoczęłam od obejrzenia serialu, ponieważ wtedy miałabym szansę na uczciwe ocenienie tej historii. Obie te formy przekazu wydają mi się aż nad to bliźniacze i przez to nie byłam w stanie ich obiektywnie ocenić.
"Przepis na życie" jest pozycją literacką, której nie powinniśmy czytać po bezpośrednim zapoznaniu się z jej adaptacją filmową. Dzięki temu uda nam się stworzyć dystans między obiema formami przekazu, a czytanie książki okaże się dla nas dzięki temu wielką przyjemnością, a nie męką. Osobiście strasznie żałuję, że nie zrobiłam sobie kilku tygodni przerwy, tylko od razu pochłonęłam ten utwór i nieco się rozczarowałam. Wydaje mi się, że one do siebie aż nadto podobne i przez to moje uczucia w stosunku do tej pozycji literackiej są takie a nie inne. Jeśli jednak miałabym oceniać historię Anki bez wcześniejszego oglądania serialu, to powiedziałabym, że nigdy wcześniej nie spotkałam się z równie intrygującą i zarazem odprężającą pozycją literacką. Co prawda nie odnalazłam w niej niczego co mogłoby ją zakwalifikować do grona literatury wybitnej, jednak z całą pewnością nadaję do czytania na zimowe wieczory. Myślę, że nie ma na tym świecie osoby, która nie chciałaby odpocząć od szarej rzeczywistości, a ta lektura idealnie się do tego nadaje.
Wydawnictwo Literackie, listopad 2012
ISBN: 978-83-08-05009-5
Liczba stron: 470
Kilka odcinków serialu również i ja już oglądałam, jednak mimo to, bardzo chętnie przeczytałabym tę książkę :)
OdpowiedzUsuńSeral oglądałam więc z książką sobie poczekam :)Ale kiedyś ją przczytam.
OdpowiedzUsuńJak tylko czas pozwoli skuszę się
OdpowiedzUsuńSerial mnie nie zainteresowała to też po książkę i nie sięgnę. Na podstawie filmu? Nie... czytałam 2 razy. Dziękuję. Nigdy więcej.
OdpowiedzUsuńChyba jeszcze nie trafiłam na książkę powstałą na podstawie/po emisji serialu, która by nie rozczarowywała
OdpowiedzUsuń