Zauroczyła mnie okładka tej książki i jej delikatne powiązane z westernami. Nigdy nie miałam z nimi do czynienia, więc chciałam przekonać się, czy opowiadane w ten sposób historie, przypadną mi do gustu i sprawią, że spędzę miłe chwile w towarzystwie ludzi, którzy mają zupełnie inne podejście do życia i zaspokajania swoich potrzeb. Wiązałam z tym utworem ogromne nadzieję i muszę przyznać, że mimo licznych niedoskonałości, idealnie nadają się ona na niezobowiązujące lekturę dla nieco młodszych czytelników. Zacznijmy jednak od samego początku.
Pinky Pinkerton staje się świadkiem śmierci swoich przybranych rodziców. Matka dwunastolatka wyjaśnia mu, że za wszystkim stoi grupka niebezpiecznych desperado, którzy są w stanie zrobić naprawdę wiele, aby wejść w posiadanie niezwykle wartościowego dokumentu. Zgodnie z radą swoich opiekunów, chłopiec ucieka do Virginia City i od tej pory rozpoczyna się jedna z największych przygód jego życia. Niespodziewanie dowiaduje się również, że ścigający go przestępcy są jednymi z najbardziej niebezpiecznych w całej okolicy i tak naprawdę, żarty się skończyły. Czy głównemu bohaterowi uda się przetrwać? Jakie przeciwności losu czekają na niego w mieście, przed którym przestrzegał go ojciec?
"Sprawa trzech desperado" to powieść młodzieżowa, która nie każdemu przypadnie do gustu. Osobiście czuję się nią nieco rozczarowana i sama nie wiem, czy powinnam poszukiwać winy w sobie, czy w pędzącej na złamanie karku lekturze. Muszę przyznać, że trochę mi to przeszkadzało i trudno mi było się skupić na jednym konkretnym wydarzeniu, bo zanim zdążyłam o nim pomyśleć, to wydarzyło się kilka innych rzeczy i nie miało to już najmniejszego sensu. Rozumiem, że narratorem tej historii jest dwunastoletni chłopiec, który zmuszony jest to ciągłej ucieczki przed niebezpiecznymi zbirami, ale czy nie można było ją nieco wypośrodkować? Zdaję sobie sprawę z tego, że poznana przeze mnie pozycja literacka, stanowi oryginalne zapiski z XIXwieku i Caroline Lawrence nie chciała w nie zbytnio ingerować. Nie mogę ręczyć za to, że informacje zawarte w przedmowie są prawdziwe, jednak trochę żałuję, iż nie włożono więcej starań w obróbkę tego utworu. Osobiście, wyrzuciłabym z niego wszystkie zdania, które w sposób bezpośredni zwracają się czytelnika i sprawiają, że spotkanie z powieścią tej książki staje się nieco irytujące. Gratuluję osobie, która wpadła na tak genialny pomysł i zapaskudziła nimi większość lektury. Jestem niemalże pewna, że bez tych wszystkich "kwiatków" byłoby dużo przyjemniej, a irytacja byłaby dużo mniejsza.
Muszę przyznać, że zostałam nieco zaskoczona tym utworem i ogólnym tempem czytania. Już dawno nie czytałam książki, która wciągnęłaby mnie na tyle, że pochłonęłabym ją w przeciągu kilku godzin. Wszystko za sprawą głównego bohatera, który strasznie mnie zaintrygował. Być może był trochę wkurzający i zbyt często przypominał nam o swojej przypadłości, jednak to właśnie ona sprawiła, że przez niespełna trzysta stron powieści, starałam się postawić mu wstępną diagnozę. Zadanie to nie należało do najtrudniejszych, bo już po kilkunastu przeczytanych stronach byłam niemalże pewna, że Pinky Pinkerton cierpi na Zespół Aspergera. Oczywiście pewności nie mam żadnej, ale z wielkim podnieceniem obserwowałam jego poczynania i byłam pełna podziwu, że wyszedł cało z niejednej opresji. Myślę, że o przygodach tego chłopca, powinno dowiedzieć jak najwięcej osób w różnym wieku. Być może przeżyjecie jedną z największych przygód swojego życia, a być może się rozczarujecie, jednak przekonacie się, czym jest prawdziwa odwaga i upór w dążeniu do wyznaczonych sobie celów. Jestem niemalże pewna, że powinniśmy polecać tym utwór młodszej młodzieży, które coraz chętniej sięga po historie, które tak naprawdę nic nie wnoszą. "Sprawa trzech desperado" może im za to ukazać, jak ważna jest ludzka pracowitość i nie poddawanie się w chwili zagrożenia.
Pinky Pinkerton staje się świadkiem śmierci swoich przybranych rodziców. Matka dwunastolatka wyjaśnia mu, że za wszystkim stoi grupka niebezpiecznych desperado, którzy są w stanie zrobić naprawdę wiele, aby wejść w posiadanie niezwykle wartościowego dokumentu. Zgodnie z radą swoich opiekunów, chłopiec ucieka do Virginia City i od tej pory rozpoczyna się jedna z największych przygód jego życia. Niespodziewanie dowiaduje się również, że ścigający go przestępcy są jednymi z najbardziej niebezpiecznych w całej okolicy i tak naprawdę, żarty się skończyły. Czy głównemu bohaterowi uda się przetrwać? Jakie przeciwności losu czekają na niego w mieście, przed którym przestrzegał go ojciec?
"Sprawa trzech desperado" to powieść młodzieżowa, która nie każdemu przypadnie do gustu. Osobiście czuję się nią nieco rozczarowana i sama nie wiem, czy powinnam poszukiwać winy w sobie, czy w pędzącej na złamanie karku lekturze. Muszę przyznać, że trochę mi to przeszkadzało i trudno mi było się skupić na jednym konkretnym wydarzeniu, bo zanim zdążyłam o nim pomyśleć, to wydarzyło się kilka innych rzeczy i nie miało to już najmniejszego sensu. Rozumiem, że narratorem tej historii jest dwunastoletni chłopiec, który zmuszony jest to ciągłej ucieczki przed niebezpiecznymi zbirami, ale czy nie można było ją nieco wypośrodkować? Zdaję sobie sprawę z tego, że poznana przeze mnie pozycja literacka, stanowi oryginalne zapiski z XIXwieku i Caroline Lawrence nie chciała w nie zbytnio ingerować. Nie mogę ręczyć za to, że informacje zawarte w przedmowie są prawdziwe, jednak trochę żałuję, iż nie włożono więcej starań w obróbkę tego utworu. Osobiście, wyrzuciłabym z niego wszystkie zdania, które w sposób bezpośredni zwracają się czytelnika i sprawiają, że spotkanie z powieścią tej książki staje się nieco irytujące. Gratuluję osobie, która wpadła na tak genialny pomysł i zapaskudziła nimi większość lektury. Jestem niemalże pewna, że bez tych wszystkich "kwiatków" byłoby dużo przyjemniej, a irytacja byłaby dużo mniejsza.
Muszę przyznać, że zostałam nieco zaskoczona tym utworem i ogólnym tempem czytania. Już dawno nie czytałam książki, która wciągnęłaby mnie na tyle, że pochłonęłabym ją w przeciągu kilku godzin. Wszystko za sprawą głównego bohatera, który strasznie mnie zaintrygował. Być może był trochę wkurzający i zbyt często przypominał nam o swojej przypadłości, jednak to właśnie ona sprawiła, że przez niespełna trzysta stron powieści, starałam się postawić mu wstępną diagnozę. Zadanie to nie należało do najtrudniejszych, bo już po kilkunastu przeczytanych stronach byłam niemalże pewna, że Pinky Pinkerton cierpi na Zespół Aspergera. Oczywiście pewności nie mam żadnej, ale z wielkim podnieceniem obserwowałam jego poczynania i byłam pełna podziwu, że wyszedł cało z niejednej opresji. Myślę, że o przygodach tego chłopca, powinno dowiedzieć jak najwięcej osób w różnym wieku. Być może przeżyjecie jedną z największych przygód swojego życia, a być może się rozczarujecie, jednak przekonacie się, czym jest prawdziwa odwaga i upór w dążeniu do wyznaczonych sobie celów. Jestem niemalże pewna, że powinniśmy polecać tym utwór młodszej młodzieży, które coraz chętniej sięga po historie, które tak naprawdę nic nie wnoszą. "Sprawa trzech desperado" może im za to ukazać, jak ważna jest ludzka pracowitość i nie poddawanie się w chwili zagrożenia.
Wydawnictwo Egmont, luty 2013
ISBN: 978-83-237-5495-4
Liczba stron: 304
Ocena: 6/10
Czytałam, mam podobne zdanie na jej temat, co Ty. Bardziej nadaje się dla młodszych czytelników:)
OdpowiedzUsuńA ja lubię ksiązki dla młodszych czytelników. :D Jak gdzieś mi wpadnie w ręce, to na pewno chętnie przeczytam. :D
OdpowiedzUsuńMoże będę miała okazję przeczytać :)
OdpowiedzUsuń