poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Nina Reichter - Ostatnia spowiedź (Tom 3)

Tworzenie opinii na temat przeczytanej książki, znajduje się obecnie na szarym końcu mojej prywatnej listy rzeczy do zrobienia. Dzisiaj jednak postanowiłam podzielić się z Wami refleksjami na temat serii, która zapowiadała się naprawdę fajnie i choć od samego początku zauważałam w niej wiele mankamentów to jednak gdzieś pozostawała nadzieja, że chociaż na samym końcu Nina Reichter pokaże na co ją stać i czytelnicy będą mieli okazję zapoznać się z czymś o wiele bardziej ambitnym, niż z przeciętnej jakości fanfiction na temat wspomnianych już w poprzednim tekście braciach Kaulitz.

Chciałabym od razu zaznaczyć, że osobiście nie mam nic przeciwko tego typu utworom, bo choć sama nigdy nie byłam fanką tego zespołu to zdarzyło mi się popełnić kilka opowiadań z Billem i Tomem w roli głównej, a z setką kolejnych dane mi było się zapoznać podczas odwiedzin na zaprzyjaźnionych blogach. Większość z nich łączyła jedna zasadnicza cecha: były strasznie schematyczne i nawet "Moda na sukces" wydawała się być o wiele bardziej ambitna, choć także wśród tekstów fanfiction można było wynaleźć tekst, który znacząco różnił się od innych i dzięki temu czytało się go z nieukrywaną przyjemnością. Po cichu miałam więc nadzieję, że podobnych wrażeń doczekam się w końcu od wychwalanej przez wiernych czytelników Niny Reichter, ale niestety jedyne na co mogłam liczyć to wielkie rozczarowanie przeplatane z mieszaniną irytacji, a także znudzenia.

Po przeczytaniu ostatniego tomu "Ostatniej spowiedzi" zaczęłam zastanawiać się nad kilkoma zasadniczymi problemami, które bezustannie pojawiały się na łamach tej książki. O większości z nich zmuszona jestem powiedzieć w dużym skrócie, ponieważ musiałabym streścić wam większość fabuły, a tego bym bardzo nie chciała. Rozumiem, że jednym z głównych celów stworzenia tej książki było ukazanie czytelnikom specyfiki życia osób pracujących na scenie, jednak w moim odczuciu wyszła z tego raczej opera mydlana, aniżeli coś co faktycznie mogłoby mieć związek z rzeczywistością. Oczywiście zgadzam się z tym, że bycie osobą medialną niesie za sobą nieustanna walkę o utrzymanie się na rynku, a jak wiadomo ta nie zawsze bywa fair play. Uważam natomiast, że niektóre z wydarzeń opisanych przez Ninę Reichter za coś absurdalnego i naprawdę nie rozumiem osób, piszących w swoich opiniach piszą o niekończącej się liczbie wzruszeń jaka towarzyszyła im podczas zapoznawania się z treścią tej powieści. Na palcach jednej ręki mogłabym wyliczyć momenty, które faktycznie mogłyby takie być, ale zostały one przysłonięte przez wydarzenia tak nieprawdopodobnie żałosne, że nie zwróciłam na nie najmniejszej uwagi. Tym bardziej, że za chwile znowu mieliśmy do czynienia z kolejnym absurdem i z tego wszystkiego nie mogłam się nawet powstrzymać od nie relacjonowania tych zdarzeń przyjaciółce, która dzielnie wysłuchiwała moich opowieści. 

Autorka niewątpliwie nie wykorzystała potencjału wymyślonej przez siebie historii. Tym razem pojawiło się już znacznie mniej szczegółów świadczących o tym, że opowieść ta jest ściśle związana z zespołem Tokio Hotel, a jednak Nina Reichter i tak musiała zrobić coś, by człowiek nie mógł być zadowolony z czasu, który postanowił przeznaczyć na zapoznanie z jej twórczością. Książka ta nauczyła mnie jednak jednej ważnej rzeczy: kobieta powinna znaleźć sobie faceta posiadającego w swoim inwentarzu brata. Zawsze istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że po jego stracie nie pozostanie sama, ponieważ będzie miała się na kogo przerzucić, a jeśli otrzyma przy tym jeszcze błogosławieństwo ich matki to już w ogóle powinna zostać ona okrzyknięta największą szczęściarą na całym świecie. Zdaję sobie sprawę z tego, że być może moja opinia wydaje się być nieco niesprawiedliwa, ale nie potrafię napisać, że poznana przeze mnie historia była cudowna i spędziłam z nią cudowne chwile, jeśli w rzeczywistości nie miało to w ogóle miejsca. Na usta wciąż cisną mi się te same określenia i aż nieprzyzwoicie byłoby je w kółko powtarzać. Osobiście znam kilka fanfiction o Tokio Hotel, które o wiele bardziej zasługują na wydanie ich w formie książkowej, ale zdaję sobie sprawę z tego, że z wielu przyczyn tak się nigdy nie stanie. Jeśli miałabym wskazać na jakiś plus wiążący się z "radosną" twórczością Niny Reichter to niewątpliwie mogłabym wskazać na lekki styl, którym posługuje się autorka "Ostatniej spowiedzi", a także na ogólny pomysł na napisanie tej powieści.

Bardzo żałuję, że nie będę w stanie opowiedzieć Wam bliżej o absurdach mających miejsce w tej powieści, ale chyba lepiej będzie, jeśli przekonacie się o nich na własnej skórze. Jak już wspomniałam wcześniej, istnieje spora rzesza fanów tej powieści i choć nie rozumiem na jakiej podstawie przypadła im ona do gustu to jednak nie pozostaje mi chyba nic innego, jak tylko zaakceptować taki stan rzeczy. Z drugiej strony ciekawi mnie również fakt, czy Nina Reichter zdecyduje się na napisanie i wydanie kolejnej powieści. Muszę przyznać, że na pewno sięgnęłabym po nią w bliżej nieokreślonej przyszłości, by przekonać się, jak to właściwie jest z tym jej talentem pisarskim. Póki co pokazała się mi z dość przeciętnej strony, ale zdaje sobie również sprawę z tego, że opowiadania powstające na poczet bloga, a w dodatku pozostające historiami natury fanfiction, żądzą się odmiennymi prawami, aniżeli ma to miejsce w przypadku powieści "standardowych", choć i to tak naprawdę jej nie usprawiedliwia.



Moja ocena: 3/10

4 komentarze:

  1. Lubię zawsze przeczytać recenzję książki, która ja wcześniej wychwaliłam i wręcz pochłonęłam na raz.
    To może dziwne, ale z jakiegoś powodu lubię spojrzenie z tej "drugiej strony medalu".
    I cóż - masz rację w wielu kwestiach :)
    Mnie osobiście niektóre nierzeczywiste wydarzenia nie przeszkadzały - w końcu to tylko powieść dla młodzieży - ale fakt faktem i ja to zauważyłam, że z każdą kolejną częścią trylogii mój zapał się kurczył.
    Ciekawi mnie, jak teraz odebrałabym OS jako całość - przeczytam ją tak kiedyś, bo bardzoooo podoba mi się styl autorki :)

    A co do brata - oj tak, poszczęściło jej się i to bardzo :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi generalnie też nie przeszkadzają niektóre nierzeczywiste wydarzenia, które mają miejsce w książkach. Tu pewnie też bym je przełknęła, bo po pierwsze jest to książka dla młodzieży, a po drugie w fanfiction często ludzi ponosi. Tymczasem w tym tomie tych absurdów było zbyt wiele na zbyt małej rozpiętości stron. Czytałaś książkę, więc zapewne wiesz o co mi chodzi :)

      Usuń
  2. Jestem ciekawa, o jakich nierzeczywistych wydarzeniach mówicie. Koniecznie muszę przeczytać tę serię (to jest trylogia, tak?) i sama się przekonać.

    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, "Ostatnia spowiedź" składa się z trzech tomów :)

      Usuń

Drogi Czytelniku!

Z miłą chęcią podejmuje dyskusje na temat recenzowanych książek, nie potrzebuje jednak wiadomości, które zawierają w swojej treści adresy Waszych blogów. Każdy taki komentarz będzie przeze mnie usuwany.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy