Z doświadczenia wiem, że bywają w życiu takie momenty, w których nie warto jest nastawiać się pozytywnie na cokolwiek, ponieważ istnieje duże prawdopodobieństwo, że się rozczarujemy. Tak jest niestety ze wszystkim, a świat literatury stanowi na to najlepszy dowód. Dlatego czasami lepiej jest podejść do pewnych spraw z dystansem, by później cieszyć się z nich na całego. Biorąc w swoje łapki książkę Jakuba Żulczyka pt.: "Instytut" spodziewałam się niesamowitej i mrożącej krwi w żyłach przygody, która nie pozwoli mi zmrużyć oka jeszcze przed wiele dni. Co prawda poprzez swoją postawę złamałam - wyznawane do tej pory - zasady, jednak los uśmiechnął się do mnie i pierwsze spotkanie z twórczością polskiego pisarza mogę zaliczyć do udanych.
Ogólnie rzecz biorąc książka przedstawia nam historię siedmiu osób, które zostały szczelnie zamknięte w stumetrowym mieszkaniu. Nikt nie może z niego wyjść, ani do niego wejść i najlepsze w tym wszystkim jest to, że tak naprawdę nie wiadomo o co w całej sytuacji chodzi. Prześladowcy za wszelką cenę starają zniszczyć swoje ofiary psychicznie i muszę przyznać, że udaje im się to całkiem nieźle.
Na sam koniec pozwolę sobie przytoczyć słowa, którymi główna bohaterka rozpoczyna przytoczoną przeze mnie wyżej historię swojego życia:
"Mam na imię Agnieszka. Moje mieszkanie ma na imię Instytut. Dwanaście godzin temu zostałam w nim uwięziona. Mój dom jest moim więzieniem. Nie mogę z niego wyjść. Nikt nie może do niego wejść."
Z pozoru jest to tylko sześć - dosyć krótkich - zdań, jednak według mnie są one na tyle mocne i intrygujące, iż to właśnie dzięki nim zatraciłam się w treści lektury od początku do samego końca. Dlatego też z czystym sumieniem mogę polecić 'Instytut' osobom o mocnych nerwach oraz takim, które otwarte są na poszerzanie własnych horyzontów.
Ogólnie rzecz biorąc książka przedstawia nam historię siedmiu osób, które zostały szczelnie zamknięte w stumetrowym mieszkaniu. Nikt nie może z niego wyjść, ani do niego wejść i najlepsze w tym wszystkim jest to, że tak naprawdę nie wiadomo o co w całej sytuacji chodzi. Prześladowcy za wszelką cenę starają zniszczyć swoje ofiary psychicznie i muszę przyznać, że udaje im się to całkiem nieźle.
Na sam koniec pozwolę sobie przytoczyć słowa, którymi główna bohaterka rozpoczyna przytoczoną przeze mnie wyżej historię swojego życia:
"Mam na imię Agnieszka. Moje mieszkanie ma na imię Instytut. Dwanaście godzin temu zostałam w nim uwięziona. Mój dom jest moim więzieniem. Nie mogę z niego wyjść. Nikt nie może do niego wejść."
Z pozoru jest to tylko sześć - dosyć krótkich - zdań, jednak według mnie są one na tyle mocne i intrygujące, iż to właśnie dzięki nim zatraciłam się w treści lektury od początku do samego końca. Dlatego też z czystym sumieniem mogę polecić 'Instytut' osobom o mocnych nerwach oraz takim, które otwarte są na poszerzanie własnych horyzontów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Z miłą chęcią podejmuje dyskusje na temat recenzowanych książek, nie potrzebuje jednak wiadomości, które zawierają w swojej treści adresy Waszych blogów. Każdy taki komentarz będzie przeze mnie usuwany.