Z doświadczenia wiem, że bywają w życiu takie momenty, w których nie warto jest nastawiać się pozytywnie na cokolwiek, ponieważ istnieje duże prawdopodobieństwo, że się rozczarujemy. Tak jest niestety ze wszystkim, a świat literatury stanowi na to najlepszy dowód. Dlatego czasami lepiej jest podejść do pewnych spraw z dystansem, by później cieszyć się z nich na całego. Biorąc w swoje łapki książkę Jakuba Żulczyka pt.: "Instytut" spodziewałam się niesamowitej i mrożącej krwi w żyłach przygody, która nie pozwoli mi zmrużyć oka jeszcze przed wiele dni. Co prawda poprzez swoją postawę złamałam - wyznawane do tej pory - zasady, jednak los uśmiechnął się do mnie i pierwsze spotkanie z twórczością polskiego pisarza mogę zaliczyć do udanych.
Ogólnie rzecz biorąc książka przedstawia nam historię siedmiu osób, które zostały zamknięte w stumetrowym mieszkaniu. Nikt nie może z niego wyjść, ani do niego wejść, ponieważ zarówno winda, jak i schody 'nie nadają' się do użytku publicznego. Najlepsze w całej sytuacji jest to, że tak naprawdę nikt nie wie o co w tym wszystkim chodzi. Prześladowcy za wszelką cenę starają się zniszczyć swoje ofiary psychicznie i co rusz podsyłają im wiadomości typu: "TO NASZE MIESZKANIE", albo "TO, CO NASZE, MA BYĆ PUSTE". Do głów naszych bohaterów przychodzą różne, dziwne rzeczy, jednak jak to się skończy nie wie nikt. Całość lektury zaopatrzona została również w dosyć obszerną biografię trzydziestopięcioletniej Agnieszki, która po kilkunastu latach małżeństwa przeniosła się do Krakowa opuszczając tym samym swoją biologiczną córkę Elżbietę. W nowym miejscu zamieszkania kobieta podjęła pracę w knajpce i zaczęła nadużywać alkoholu...
Muszę przyznać, że Jakub Żulczyk pisząc "Instytut" wykonał kawał dobrej roboty. Książka nie tylko została napisana łatwym i przyjemnym dla czytelnika językiem ale i także z nutą wyczucia i stopniowania narastających z biegiem trwania fabuły emocji. Dużym plusem lektury są także umiejętnie stworzone postacie, które towarzyszą głównej bohaterce w trakcie trwania opisywanego dramatu. Mają one w sobie to 'COŚ' i chyba nie zamieniłabym ich nawet na najbardziej idealne osoby świata...
Na sam koniec pozwolę sobie przytoczyć słowa, którymi główna bohaterka rozpoczyna przytoczoną przeze mnie wyżej historię swojego życia:
"Mam na imię Agnieszka. Moje mieszkanie ma na imię Instytut. Dwanaście godzin temu zostałam w nim uwięziona. Mój dom jest moim więzieniem. Nie mogę z niego wyjść. Nikt nie może do niego wejść."
Z pozoru jest to tylko sześć - dosyć krótkich - zdań, jednak według mnie są one na tyle mocne i intrygujące, iż to właśnie dzięki nim zatraciłam się w treści lektury od początku do samego końca. Dlatego też z czystym sumieniem mogę polecić 'Instytut' osobom o mocnych nerwach oraz takim, które otwarte są na poszerzanie własnych horyzontów. Zapewniam, że nie pożałujecie!
Ogólnie rzecz biorąc książka przedstawia nam historię siedmiu osób, które zostały zamknięte w stumetrowym mieszkaniu. Nikt nie może z niego wyjść, ani do niego wejść, ponieważ zarówno winda, jak i schody 'nie nadają' się do użytku publicznego. Najlepsze w całej sytuacji jest to, że tak naprawdę nikt nie wie o co w tym wszystkim chodzi. Prześladowcy za wszelką cenę starają się zniszczyć swoje ofiary psychicznie i co rusz podsyłają im wiadomości typu: "TO NASZE MIESZKANIE", albo "TO, CO NASZE, MA BYĆ PUSTE". Do głów naszych bohaterów przychodzą różne, dziwne rzeczy, jednak jak to się skończy nie wie nikt. Całość lektury zaopatrzona została również w dosyć obszerną biografię trzydziestopięcioletniej Agnieszki, która po kilkunastu latach małżeństwa przeniosła się do Krakowa opuszczając tym samym swoją biologiczną córkę Elżbietę. W nowym miejscu zamieszkania kobieta podjęła pracę w knajpce i zaczęła nadużywać alkoholu...
Muszę przyznać, że Jakub Żulczyk pisząc "Instytut" wykonał kawał dobrej roboty. Książka nie tylko została napisana łatwym i przyjemnym dla czytelnika językiem ale i także z nutą wyczucia i stopniowania narastających z biegiem trwania fabuły emocji. Dużym plusem lektury są także umiejętnie stworzone postacie, które towarzyszą głównej bohaterce w trakcie trwania opisywanego dramatu. Mają one w sobie to 'COŚ' i chyba nie zamieniłabym ich nawet na najbardziej idealne osoby świata...
Na sam koniec pozwolę sobie przytoczyć słowa, którymi główna bohaterka rozpoczyna przytoczoną przeze mnie wyżej historię swojego życia:
"Mam na imię Agnieszka. Moje mieszkanie ma na imię Instytut. Dwanaście godzin temu zostałam w nim uwięziona. Mój dom jest moim więzieniem. Nie mogę z niego wyjść. Nikt nie może do niego wejść."
Z pozoru jest to tylko sześć - dosyć krótkich - zdań, jednak według mnie są one na tyle mocne i intrygujące, iż to właśnie dzięki nim zatraciłam się w treści lektury od początku do samego końca. Dlatego też z czystym sumieniem mogę polecić 'Instytut' osobom o mocnych nerwach oraz takim, które otwarte są na poszerzanie własnych horyzontów. Zapewniam, że nie pożałujecie!
Wydawnictwo Znak, 2010
ISBN: 978-83-240-1433-0
Liczba stron: 240
Ocena: 8/10
Recenzja została napisana dla portalu Lubimyczytać.pl, od którego też otrzymałam książkę!
Przypominam także o KONKURSIE MIKOŁAJKOWYM!!! Do wygrania trzy egzemplarze książki "Aż śmierć nas rozłączy", których fundatorem jest Wydawnictwo Albatros.
Mam straszną chętkę na tę książkę, słuchałam jej trochę w Trójce i u ciebie ma wysoką ocenę, więc na pewno niedługo ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńod jakiegoś czasu chce ją przeczytać, ale na razie kolejne zakupy nie mają sensu ;)
OdpowiedzUsuńJakoś niespecjalnie mam ochotę na tę książkę, ale może kiedyś zmienię zdanie. ;)
OdpowiedzUsuńRaz mam na nią ochotę, raz nie mam. Aktualnie nie mam jej w planach, ale może kiedyś... :)
OdpowiedzUsuńChociaż z reguły sceptycznie podchodzę do książek polskich autorów, to jednak ten "Instytut", nie wiem, czemu, ogromnie mnie kusi. Okładka intryguje.
OdpowiedzUsuńNie zachęciłaś mnie, nie sięgnę
OdpowiedzUsuńHmm recenzja zachęcająca ale książka nie w moich klimatach.
OdpowiedzUsuńpo Orbitowskich i Małeckich książkach z założenia mam spory dystans do twórczości grozy naszych rodaków. nie mówię jej nie, ale bywają bardzo pokrętne i zawiłe.
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny i obiektywne przyjęcie krytyki oraz rad!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie, wpadaj, czytaj, komentuj i podawaj dalej :)
Pozdrawiam!
Generalnie nie gustuję w polskich twórcach. Wiem, że to niepatriotyczne, sprzeczne z moją profesją polonistki do której mam aspiracje itp, itd. Ale po przeczytaniu Twojej receznji zapragnęłam przeczytać tę książkę. Powiało dramatem psychologicznym i jakąś metafizyką. Lubię, bardzo lubię takie klimaty:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kochana:)