W dzisiejszych czasach Pedagogika Specjalna boryka się z różnego rodzaju problemami, które pośrednio (lub bezpośrednio) dotykają osoby z dysfunkcjami. Są one na tyle poważne, że bardzo często utrudniają ludziom prawidłowe funkcjonowanie w otaczającym ich społeczeństwie. W swojej pracy postanowiłam skupić się na aktywności zawodowej osób niepełnosprawnych. Stanowi ona bowiem nieodzowny dylemat, który towarzyszy ludziom cierpiącym na jakiekolwiek z interesujących nas schorzeń. Zanim jednak przejdziemy do omawiania właściwego tematu, to warto byłoby wspomnieć o tym, jak w dzisiejszych czasach wygląda edukacja osób sprawnych inaczej.
W normalnych szkołach takie dzieci często bywają zaniedbywane i pozostawiane samym sobie, ponieważ nauczycielom nie chce się poświęcić im więcej czasu, niż wymaga tego praca ze zdrowymi uczniami. W wielu przepadkach wychowawcy nie są też przygotowani do praktycznego współdziałania z osobami niepełnosprawnymi, a także do towarzyszących im wyrzeczeń. Towarzyszące temu procesowi skutki bywają niekiedy bardzo drastyczne i nie pozwalają dzieciom na uzyskanie takich efektów, które normalnie byłyby w stanie osiągnąć. Z drugiej strony zamykanie osób sprawnych inaczej w ośrodkach całodobowych także nie wpływa korzystnie na ich dalszy rozwój. Co prawda uwaga nauczycieli skupiana jest na nich w dużym większym stopniu, jednak pewnego rodzaju izolacja od codziennego życia sprawia, że nie mogą się oni nauczyć funkcjonowania w społeczeństwie. Bardzo często są oni z tego powodu dyskryminowani i tym samym traktowani z góry. Nieco inaczej sprawa się ma w szkołach, w których pojawiają się klasy integracyjne. W takich przypadkach osoby niepełnosprawne uczęszczają na zajęcia ze zdrowymi uczniami, a pieczę nad wszystkim sprawuje nauczyciel główny wraz ze swoim pomocnikiem. Dzięki temu uczą się one nie tylko współdziałania z rówieśnikami ale i także rozwijają możliwości, które do tej pory były dla nich nie do osiągnięcia. Tym samym mają oni dużo większe szanse na to aby w przyszłości ich funkcjonalność w społeczeństwie stała na bardzo wysokim poziomie.
Spotykając na swojej drodze osoby obarczone różnorodnymi odchyleniami od normy, bardzo często traktujemy je z dużym dystansem. Dosyć ciężko jest nam zrozumieć, że choć tego typu osoby są mniej sprawne, to wcale nie potrzebują taryfy ulgowej. Tak samo jak wszyscy pragną one samodzielnego życia, które są w stanie osiągnąć dzięki ciężkiej pracy.
W zbiegiem lat coraz więcej ludzi sprawnych inaczej decyduje się na to aby podjąć się pracy zawodowej. Niestety trudności związane z obawami wielu pracodawców skazują takie osoby na nieco mniej ambitne zawody. W dalszym ciągu panuje bowiem przekonanie, że ludzie zdrowi są w stanie wykonywać swoje obowiązki z dużo lepszym skutkiem. Takie podejście do sprawy stanowi oczywiście wielki błąd, ponieważ niepełnosprawność np. ruchowa nie musi mieć wcale wpływu na aktywność zawodową jednostki, która w dużej mierze związana jest z jej intelektem. Na całe szczęście coraz więcej zakładów pracy nastawionych jest na zatrudnianie osób dotkniętych dysfunkcjami, a część z nich jest dodatkowo dofinansowywana przez Państwo, czy też Unię Europejską. W całej Polsce otwierane zostają tzn. „zakłady pracy chronionej”, które nie tylko zapewniają ludziom chorym stanowiska pracy ale i także dają poczucie, że do czegoś się jeszcze nadają.
Czymś zaskakującym staje się fakt, że coraz więcej autorów – czy to polskich, czy zagranicznych – porusza w swoich dziełach temat niepełnosprawności. Osobiście miałam okazję przeczytać kilka takich dzieł i muszę przyznać, że największe wrażenie zrobiła na mnie książka napisana przez Daniela Tammeta.
"Urodziłem się pewnego błękitnego dnia" opowiada historię mężczyzny cierpiącego na rzadki stan nazywany syndromem sawanta. Dzięki swojej chorobie Daniel potrafi nauczyć się obranego przez siebie języka w ciągu tygodnia, a mnożenie nawet tych największych cyfr jest dla niego zadaniem na dosłownie kilka sekund.
Przez pierwszy rok swojego życia główny bohater niemalże cały czas płakał. Tak naprawdę tylko niewiele czynności sprawiało, że udawało się go uspakajać. Od najmłodszych lat preferował zajęcia wykonywane według tego samego schematu - codziennie musiały być one wykonywane o tej samej porze, bo w przeciwnym razie chłopak strasznie się denerwował. Po pójściu do przedszkola Daniel niczym indywidualista "zamknięty" był we własnym świecie i nie interesowało go nic co się działo wokół niego. Podobnie było i w domu. Po powrocie ze szkoły przesiadywał w swoim pokoju, lub oglądał telewizor podczas, gdy jego liczne rodzeństwa wraz z przyjaciółmi bawiło się na podwórku. Dopiero z czasem zaczęły się budzić w nim umiejętności społeczne, a także stopniowo przyzwyczajał się do panującego w wielu miejscach hałasu...
Daniel Tammet napisał tą książkę, by na własnym przykładzie pokazać ludziom chorym, że mogą żyć w sposób, w który żyją normalni ludzie i ja się tym zgadzam...
Przez pierwszy rok swojego życia główny bohater niemalże cały czas płakał. Tak naprawdę tylko niewiele czynności sprawiało, że udawało się go uspakajać. Od najmłodszych lat preferował zajęcia wykonywane według tego samego schematu - codziennie musiały być one wykonywane o tej samej porze, bo w przeciwnym razie chłopak strasznie się denerwował. Po pójściu do przedszkola Daniel niczym indywidualista "zamknięty" był we własnym świecie i nie interesowało go nic co się działo wokół niego. Podobnie było i w domu. Po powrocie ze szkoły przesiadywał w swoim pokoju, lub oglądał telewizor podczas, gdy jego liczne rodzeństwa wraz z przyjaciółmi bawiło się na podwórku. Dopiero z czasem zaczęły się budzić w nim umiejętności społeczne, a także stopniowo przyzwyczajał się do panującego w wielu miejscach hałasu...
Daniel Tammet napisał tą książkę, by na własnym przykładzie pokazać ludziom chorym, że mogą żyć w sposób, w który żyją normalni ludzie i ja się tym zgadzam...
***
Miał być esej, a wyszła jakaś kreatura :)
Bardzo interesująca książka. Zaintrygowałaś mnie i już zapisuję ją na swoją wielgachną listę:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Kasandro powiem Ci, że właściwie nie była to recenzja książki co esej napisane na zajęcia z Pedagogiki Specjalnej. Przy okazji wplotłam do pracy starą recenzję książki napisanej przez Daniel Tammeta ;)
OdpowiedzUsuńLena,
OdpowiedzUsuńokreślenie "sprawni inaczej" brzmi pejoratywnie i karykaturalnie.
Dziękuję Ci,
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zmienię to aczkolwiek nie miałam już pomysłu, jak inaczej określić osoby niepełnosprawne. Tym bardziej, że chciałam uniknąć powtórzeń. Zwrot "sprawni inaczej" był używany u mnie na zajęciach, więc myślałam, że będzie w porządku ;)
Od praktycznie 10 lat mam do czynienia z osobami niepełnosprawnymi - ADHD, różne choroby fizyczne czy umysłowe, bo chodzę do Zespołu Szkół Integracyjnych.
OdpowiedzUsuńZgrabne połączenie pracy na studia i recenzji :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam okazji czytać żadnej książki, która poruszałaby tematykę niepełnosprawności. Zawsze chyba jest właściwy moment by dowiedzieć się czegoś o problemach, które napotykają na swej drodze inni ludzie.
Pozdrawiam
Studia na kierunku pedagogiki resocjalizacyjnej i terapii zakończyłem pare lat temu, ale chętnie poczytam coś na ten temat...
OdpowiedzUsuńKreatura? Twój esej czytało się bardzo przyjemnie. Niestety muszę się zgodzić z Twoją opinią, że nauczyciele często nie poświęcają należytej uwagi dzieciom niepełnosprawnych. Wynika to ze złego doboru klas. Często dzieci niepełnosprawne sa jedynym takim przypadkiem w rowrzeszczanej klasie liczącej 30 osób. Trudno jest się dziwić nauczycielom, że chcą dziecko jak najszybciej "przepchnąć" do kolejnej klasy. Dlatego, moim zdaniem, klasy intergracyjne są tu świetnym pomysłem.
OdpowiedzUsuńMało osób porusza ten temat... mało na blogach, a jest to dobra rzecz, bo w dzisiejszych czasach chyba każdy ma komputer...
OdpowiedzUsuńWidziałam nie raz jak takie dzieci są zapomniane, pozostawiane w kącie i zdane na swoją łaskę.
Najczęściej takie osoby w wieku szkolnym są popyhadłami w zwykłych szkołach, niszanowena, traktowane gorzej jak zwierzęta lub po prostu słyszy się: ,,współczuje mu/jej''
Co też nic nie daje.
To ja może tu się podepnę? Wprawdzie nie o pedagogice, które miałam jedynie podstawy na pierwszym roku studiów, ale tak ogólnie chciałam,w nawiązaniu do Twego posta.
OdpowiedzUsuńTe 500 km... naciągnęłam trochę ;) bo ściślej to było 250 km x 2 - tam i z powrotem ;)
Z Rzeszowa, czyli jak dobrze pamiętam i kojarzę, mieszkamy na dwóch krańcach Polski, po skosie ;)
Zabieram się z tą wiadomością, kopiuję i idę do Ciebie ;)
A co pocztówek! Nawet nie wiesz jak mi się miło zrobiło, dziękuję za dobry gest! :)
Tylko wiesz, moja pocztówkowa mania taka delikatna, ograniczam się do zbiorów z własnych podróży, z miejsc w których byłam, zwiedziałam :) No i regularnie siostra podrzuca mi widokówki z miejsc w których była, efekt jest taki, że robię się zazdrosna i muszę jechać w to samo miejsce ;)
Pozdrawiam serdecznie! :)