Z tego co zauważyłam, to książki Ewy Stec cieszą się wielką popularnością wśród miłośników literatury. Sama niestety nie miałam okazji, by zagłębić się jakimkolwiek dziele tej autorki, jednak mam nadzieję, że prędzej, czy później uda mi się to zmienić. Wraz z Wydawnictwem Otwartym postanowiliśmy zorganizować konkurs, w którym nagrodą będzie cieszący się sławą zestaw książek z cyklu: "Klub Matek Swatek".
Tym razem Wasze zadanie będzie polegało na napisaniu własnej wypowiedzi. Tradycyjnie podaję myśl przewodnią, na której należy oprzeć swoje dzieło:
Jak Twoim zdaniem powinien wyglądać przepis na sukcesywne zeswatanie ze sobą dwóch osób?
Na Wasze zgłoszenia oczekuję do dnia 30.09 do godziny 23.59! Wyniki zostaną ogłoszone w ciągu kilku następnych dni. Zwycięzców wyłoni komisja w składzie: 1 osoba z Wydawnictwa Otwarte oraz Ja - właścicielka bloga. Osoby, które nie posiadają własnego bloga proszone są o pozostawienie swojego maila. No to POWODZENIA!!!
Jak Twoim zdaniem powinien wyglądać przepis na sukcesywne zeswatanie ze sobą dwóch osób?
OdpowiedzUsuńWedług mnie nie ma jednego przepisu gwarantującego 100% powodzenie. Zależy to od ludzi, ich osobowości... składa się na to wiele czynników. Moim zdaniem musi zadziałać chemia. Koniec kropka. Inaczej nie ma szans, choćby nie wiem jak się starać. Nawet gdyby ten chłopak był najwspanialszy, a dziewczyna najpiękniejsza, a nie będzie iskry między nimi, to i tak nic z tego nie wyjdzie. Albo w najgorszym przypadku jeszcze zaszkodzimy im zamiast pomóc. Pamiętajmy - nie można uszczęśliwiać kogoś na siłę.
Jeśli już swatamy to jednym z pierwszych kroków raczej będzie wyłapanie z naszych znajomych dwóch osób, które mają jakieś szanse na bycie ze sobą. Dla przykładu - jeśli obie osoby, które chcemy zeswatać są powiedzmy przebojowe/imprezowe to najlepszym miejscem, gdzie będą czuć się swobodnie jest jakaś impreza, domówka vel dyskoteka. W dane miejsce możemy udać się większą grupą znajomych, co na pewno nam pomoże. Następnie oba obiekty do swatania musimy ze sobą zapoznać. Możliwe, że obie osoby przypadną sobie do gustu bez żadnych, większych, naszych zabiegów. Jednak istnieje możliwość, że tak się nie stanie. Sprzyjającymi nam czynnikami w tym wypadku będą zapewne muzyka, przyjazna atmosfera wszystkich uczestników, po części też alkohol, ale niekoniecznie. Znając obie osoby bardzo dobrze, wiedząc co ich interesuje, co lubią , możemy poopowiadać im na osobności ciekawsze aspekty z życia tego drugiego, które sprawią, że dana osoba jeszcze bardziej zainteresuje się tą drugą. Dobrze jest też jak już się troszkę zapoznają zostawić ich samych sobie.
Znakomicie jest jeśli swatka/swat jest obeznany w sprawie..np.obie osoby są nieśmiałe. Wie, że jedno czuje coś do drugiego i na odwrót. Jednocześnie znając oboje – wie, że ani jedno, ani drugi nie zrobi tego pierwszego kroku. W tym przypadku swatanie, a może bardziej pomaganie w przełamaniu lodów jest najbardziej pożądane.
Kiedyś swatanie było zawodem, współcześnie wiele osób bawi się w swatanie. Tak czy siak sposobów jest nieskończenie wiele, ważne jednak żeby nikogo przy tym nie skrzywdzić. Życzę powodzenia i oby zeswatane pary były ze sobą jak najdłużej. Pozdrawiam :)
Co można zrobić nic jeśli nie ma chemii między nimi.
OdpowiedzUsuńJedynie pozostaje umówić ich na randkę w ciemno najlepiej u osoby swatającej, kolację przy świecach, winko, dobry film, wszystko może się udać, pod warunkiem, że zatrzaśnie się (przypadkiem :) ) drzwi ... z braku laku i niepożądane towarzystwo jest dobre :):):):) Być może przez te kilka godzin odnajdzie się ta"chemia" :)
Ja jestem za tym, by jakoś zorganizować im spotkanie, a potem zacząć im siebie zabraniać. W końcu "zakazany owoc smakuje najlepiej" ;}
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam :)
1. Obserwacja wziętych na cel osób, czyli dokładny i rzetelny research.
OdpowiedzUsuń2. Badania porównawcze, czyli kto co lubi, jak i z kim.
3. Zorganizowanie (potajemnie obserwowanego z ukrycia), spotkania tychże osób.
4. A potem, to już nie zależy od nas, albo zaiskrzy między nimi, albo nie.
5. Jeśli mimo naszych starań nic z tego nie będzie, wracamy do punktu pierwszego.
Sposób może nie jest zbyt odkrywczy i błyskotliwy, ale ponieważ zadziałał bez pudła (w przyszłym tygodniu zeswatana para będzie obchodzić 16 rocznicę ślubu) to o nim napiszę.
OdpowiedzUsuńDziało się to 18 lat temu, w czasie ślubu i wesela mojej młodszej siostry. Jak to na wiejskie wesele przystało była na nim jakaś niesamowita ilość gości - no ponad 200 osób w każdym razie. Wśród gości byli znajomi rodziców z córką Anią, która oprócz mnie i mojej siostry nie znała absolutnie nikogo. Był również nasz daleki kuzyn Krzysiek (zarówno koligacyjnie jak i geograficznie), który z kolei znał sporo osób, tyle, że z pokolenia własnych rodziców, ew. z jakiejś najbliższej rodziny.
I tenże Krzysiek w pewnej chwili zażądał konspiracyjnym szeptem, żeby znaleźć mu natychmiast jakąś druhnę, bo jak on ma spędzić całe wesele z... no nazwijmy ją Luśką (to też kuzynka, której zresztą obydwoje baaardzo nie lubimy)to uroczyście obiecuje, że spije się jak się da najszybciej i narobi, nieelegancko mówiąc, obory. (Nadmieniam, ze w życiu nie widziałam, żeby się spił więc nawet trochę byłam ciekawa efektu...)
No ale ponieważ zależało nam żeby kultura była zachowana to trzeba było tej druhny poszukać. Trzeba trafu (a i opieki boskiej opatrzności też), że kilka kroków ode mnie stała Ania z rodzicami. Żeby się pozbyć kłopotu "wcisnęłam" Anię Krzyśkowi jako druhnę. (Tzn. żeby nie było niedopowiedzeń powiedziałam - Ania, to jest Krzysztof, twój drużba.)
Przedrużbowali całe wesele razem a dwa lata później bawiliśmy się na ich weselu.
Tak więc stawiamy dwoje ludzi w sytuacji gdzie mogą liczyć tylko na siebie i czekamy co z tego wyjdzie...
Moim zdaniem takiego przepisu nie ma, albo coś zaiskrzy pomiędzy dwojgiem ludzi albo nie. Jednak można losowi "pomóc", poznać ze sobą dwie osoby i zobaczyć co z tego wyniknie. Czasami bardzo dobrą metodą jest zostawienie ich samych sobie w trudnych warunkach, kiedy muszą polegać na sobie. Po paru latach taka sytuacja może wydawać się komiczna, jednak wspominana z łezka w oku.
OdpowiedzUsuńSpróbować zeswatać ze sobą ludzi jest mnóstwo, można to zrobić w internecie albo w sklepie. Niby przypadkiem wsunięty nr telefonu dziewczyny/chłopaka do kieszeni też jest super pretekstem. Wszystko zależy od wyobraźni "swatki" oraz zaangażowania osób poznających się. Oczywiście, przyda się dużo szczęścia, ale kto ma być ze sobą to i tak będzie.
romanowska6@wp.pl
Jak Twoim zdaniem powinien wyglądać przepis na sukcesywne zeswatanie ze sobą dwóch osób?
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od wyobraźni swatki;) Jak telewizja nas nauczyła ludzie którzy poznają się w sytuacjach ekstremalnych przeważnie się ze sobą związują. Jak na polskie realia wystarczy ,aby swatka sprawiła ,by odpowiednia osoba wpadła lub potknęła (dosłownie)w ramiona tej drugiej i pozostaje czekać albo się ułoży albo nie ,bo przecież nie można nikogo zmuszać jest to wybór dobrowolny. Drugą najważniejszą rzeczą jest stwarzanie jak najwięcej sytuacji w których przyszła para ma się poznać, sprawić by mieli jakiegoś wspólnego znajomego (najlepiej swatkę), który dobrze pokieruje ich ruchami.
Choć czasami lepiej zdać się na los, ponieważ robiąc takie podchody można przegapić ich szczęście ;) A sukces takiej akcji zawsze leży po stronie zakochanych ;)
Sukcesywne zeswatanie? Przepis? Hm, przyznam, że zabiłaś mi klina. Bo, czy to się razem je???
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim wychodzę z założenia, że „co kraj to obyczaj” i „niema dwóch takich samych osób”. Przepis, wzór czy schemat prowadzić powinny do jednego, z góry określonego celu, w tym przypadku połączenia dwóch istot żywych. Przy czym przepis powinno dać się zastosować bez żadnej zmiany do każdego i skutek za każdym razem powinien być identyczny. A miłość… chyba każdy wie, że miłości można, co najwyżej, pomóc czy na nią nakierować, ale nie wytyczyć. W przypadku miłości przepis będzie więc jednorazowy. Ktoś kiedyś postanowił zabawić się w swatkę i wejść, brzydko mówiąc, w moje, dość uporządkowane życie. Jak? Nakreślę pokrótce ów przepis.
Akt I: nieznany teren
Zaproszenie do zupełnie nieznanej osoby, przez niezupełnie znaną osobę. Impreza, przygaszone światła, głośna, pulsująca muzyka, ON i ONA – nie TY. Kołowrót myśli.
Akt II: myśli
Kołowrotu ciąg dalszy. Bliska osoba i jej podszept „ON i TY”. A ty w zaciszu własnego umysłu do siebie „A ONA?”. Kołowrót myśli.
Akt III – swaty
Bliska osoba. Szturchnięcie. Cichy podszept i efekt. Klik. Globalna sieć. Klik. Przegląd listy – jest i ON. Kołowrót myśli. Zaczepka. Cięta riposta. Konwersacja. W tle cichy śmiech, przebijanie piątki. Spoglądasz przez ramię, a tam spokój. Dziwne.
Akt IV – koniec
Zimno. Ponuro. Nieciekawie. A ty nie zwracasz uwagi na pogodę. Klik, klik, klik. W głowie cichy podszept „A ONA?”. Nie, to bez sensu. Zamykasz okno, zamykasz drzwi, nie patrzysz za siebie. Ty i Twoje buty wychodzicie z tej gry.
Akt V – real
Z tyłu głowy podszept: „Jutro, 14:00, fontanna, Ty i Twoje przeznaczenie”. Phi, ale tandeta. Czego jednak człowiek nie robi, by zapomnieć? Płaszcz, czapka, luk do lustra. Niby tandeta, ale kierunek „centrum” obrany. A tam… Paraliż. Nie, to nie może być…
Akt VI – prawda
TY i ON. ONA? Niee, ONA nie z NIM. To z Kim? Od kiedy? Dlaczego? Brak wiary. Zwątpienie. Lęk. Bo czy to ma sens? Czy chcesz być tą PO NIEJ? Czy on, to na pewno ON?
Akt VII – podchody
Spotkania. Rozmowy. Podszepty i setki myśli. Krok do przodu i dwa w tył. Aż w końcu… jeden wieczór, jedno spojrzenie i… Ty i On.
Akt VIII – lata świetlne
Setki myśli, setki wydarzeń, setki wspomnień. Mijające dni i lata. Upewnianie się i śmiałe stąpanie po ziemi. Miłość. Spoglądasz wstecz i wiesz, czyje ręce popchnęły cię w tę stronę. Wtedy to nie było takie oczywiste, ale dziś, na ślubnym kobiercu, odwracasz głowę i widzisz. Ona i On. Nieśmiały uśmiech i kiwnięcie głową. Tak miało być.
Do miłości nie da się zmusić. Nie ma również możliwości, by kogoś zmusić do jej porzucenia. Nie oznacza to jednak, że dwie osoby nie mogą się połączyć. Bo czasem to, co człowiek bierze za miłość wcale nią nie jest. Czasem do prawdziwej miłości trzeba zostać popchniętym. Przez takie niby… swatki :). Może cały mój przekaz nie jest zupełnie jasny, ale… mój :).
Szczerze? To nie ma typowego przepisu na wyswatanie dwojga ludzi. Można ich tylko i wyłącznie nakierować na siebie. Sprawiać, żeby „wpadali” na siebie w różnych momentach. Twierdzi się, że nie można nikogo zmusić do miłości. Owszem nie można. Ale można sprawić że dwie osoby się pokochają. Że spotykając się co jakiś czas w różnych miejscach zaczną ze sobą rozmawiać na wszystkie tematy. Potem wymienią się kontaktami (i wcale nie mam na myśli szkieł) i samo się potoczy. Nie da się? Owszem da się. Prawdę mówiąc nigdy nie chciałam bawić się w swatkę. Bo twierdziłam, że to nie ma sensu, że to ludzie sami muszę się odnaleźć i coś do siebie poczuć. Jednak nie zawsze jest szansa że w tłumie ludzi dwójka z nich się odnajdzie, że dwie połówki pomarańczy dopasują się do siebie. No dobra, nie chwaląc się mam „na koncie” trzy pary które „przez przypadek” wyswatałam i które w ostateczności stanęły na ślubnym kobiercu. Każda para to przeciwległy biegun, to dzień i noc. Jednak wystarczyło odpowiednio rozegrać wszystko żeby sami zaczęli chcieć się ze sobą spotykać nie tylko w grupie ale także sami, we własnym towarzystwie. Pierwszą moją wyswataną parą była moja przyjaciółka Daga oraz przyjaciel mojego ówczesnego faceta Darek. Poznali się pewnego dnia u mnie na urodzinach. Wiadomo, nie zawsze iskrzy od pierwszego spotkania. Później zaczęliśmy ich zabierać na spacery. A potem samo wszystko się potoczyło. Dwa i pół roku temu wzięli ślub. Druga para to była również moja przyjaciółka Gosia i przyjaciel mojego ówczesnego faceta Michał. Przyznaję, że tak do końca to nie byłam przekonana do tego by byli razem. Nie chciałam by ktoś zranił moją przyjaciółkę. Gdy szłam z moich chłopakiem do kina On zabierał dodatkowo Michała a ja Gosię. Po jakimś czasie Michał poprosił o numer komunikatora Gosi, niechętnie mu go dałam. A potem... okazało się, że są razem. Że są razem szczęśliwi. Pobrali się ponad cztery lata temu a trzy lata temu urodził im się syn. Ostatnią parą którą wyswatałam była Dobrusia i Andrzej. Prawdę mówiąc to wyszło całkowicie spontanicznie. Ona nie miała połączenia autobusowego do siebie do domu, a On... hm... w sumie w momencie jak rozmawiałam z nią o noclegu wszedł do biura a ja... zagadnęłam go o nocleg dla Niej. Powiedział, że nie ma problemu ale w zamian za nocleg Ona zmyje naczynia. Zgodziła się. I tak się zaczęło. W sumie to zabierali mnie wszędzie ze sobą. Chcieli się odwdzięczyć. Nawet na walentynki zabrali mnie ze sobą do kina bo nie wyobrażali sobie świętowania beze mnie, swojej swatki. Ponad dwa lata temu byłam fotografem na ich ślubie a rok temu przyszedł na świat ich Syn.
OdpowiedzUsuńFakt, nikt do miłości nie został zmuszony. Nikomu nie przykładałam pistoletu do głowy i nie mówiłam: musisz z nim/nią być bo jak nie to... Nie, tak nie było. Wszystko wychodziło w „praniu”. Pewnie teraz powinno paść pytanie a co ze swatką? No cóż jak to mówi przysłowie: szewc bez butów chodzi.
Myślę, że bardzo ważne jest, aby próbować zestawić ze sobą osoby, które do siebie pasują. Podobno przeciwieństwa się przyciągają. Można zatem próbować w tym kierunku. Wydaje mi się jednak, że kandydaci przede wszystkim powinni mieć podobne zainteresowania. Osoby wybrane. Zatem przechodzimy do swatania:).
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, trzeba starannie wybrać miejsce oraz okoliczności spotkania. Czy ma być to romantyczny wieczór w kawiarni, czy wspólne uprawianie sportu? Wybór oczywiście należy do nas, lecz należy pamiętać, aby dobierać wszystko do charakteru potencjalnej pary.
Jak skłonić te osoby do przyjścia w wybrane miejsce? Może przez tajemniczą wiadomość w skrzynce na listy? Dla miej kreatywnych mogą to być zwykłe SMS-y o jakże banalnej treści: "Muszę się z Tobą spotkać. Pilne!".
Nasza rola na tym musi się zakończyć. Pozostaje tylko czekać na skutki naszego planu:).
Przepis na bliższe poznanie dwóch osób.
OdpowiedzUsuń1.Dziewczyna
2.Chłopak staranie wyselekcjonowany pod względem charakteru i wyglądu, najlepiej aby był podobny odrobinę do ojca dziewczyny, gdyż w większości przypadków Polki szukają mężczyzn podobnych do swojego taty.
3.Miejsce spotkania np. wesołe miasteczko, aby nadać naturalny klimat bez zbędnego na napięcia i zażenowania.
4.Zapewnić rozrywkę i następnie zadbać dobrą luźną atmosferę zapraszając na posiłek po wyczerpującym, szalonym dniu np. do pizzerii.
5.Podczas konsumpcji delikatnie się zwinąć tłumacząc bólem głowy lub brzucha, ewentualnie pilnym telefonem i zostawić tych dwojga na pastwę losu.
Na pewno będą mieli co sobie opowiadać choć to jak było w zamku strachu i albo między nimi coś zaiskrzy albo mizerna ze mnie swatka. ….
Jedno jest pewne nawet najpiękniejsza sceneria i najromantyczniejszy klimat nie pomoże jeśli między dwiema obcymi osobami nie będzie swoistej chemii… czyli tego mocniejszego bicia serca, tych dziwnych motyli w brzuchu i tego plączącego się języka …..
Nie wiem jaki jest cudowny przepis na takie zeswatanie ale wiem, że mi sie raz udało :) Zamierzone to było choć tak trochę dla żartów się za to wzięłam.
OdpowiedzUsuńHistoria brzmi tak:
Do pracy, gdzie ja również pracowałam przybył nowy pracownik. Mój kolega de facto, któremu trochę pomogłam w dostaniu się do tej pracy.
Pracowała już z nami moja imienniczka Aneta. Gdy nowy kolega Grzesiek pojawił się w pracy, Aneta rzuciła hasło, że Grzesiek wpadł jej w oko. No więc ja niewiele myśląc (a zdarza mi sie to dosyć często) powiedziałam do Grześka, że wpadł w oko Anecie. Dowiedziałam się od niego, że jemu w oko wpadła niejaka Aneta i bynajmniej nie byłam to ja. Szkoda, bo Grzesiek to fajny facet był i jest :)
Grzesiek zaczął kuć żelazo póki gorące. Zaprosił Anetę do kina. Aneta odmówiła tłumacząc się, że z kimś się spotyka - to był strażak. Więc Grzesiek sobie odpuścił. I nie chciał już podjąć wyzwania. Po randce ze strażakiem, Aneta powiedziała mi, że jest nadal zainteresowana Grześkiem tylko Grzesiek już się nią nie interesuje.
Musiałam zadziałać raz jeszcze.
Któregoś dnia z pracy zadzwonił do mnie kolega Tomek i chwilę rozmawialiśmy. W tle usłyszałam, że w pracy jest również Grzesiek. No więc powiedziałam, że Grzesiek zamiast siedzieć w robocie wieczorową porą powinien z Anetą się do kina jeszcze raz umówić. Udało się :)
Poszli do kina i nie tylko. Oczywiście nie wszystko odbyło się na pierwszej randce.
Dzisiaj są małżeństwem i mają 4 letniego synka Oskara :)
A ja jestem matką chrzestną ich związku. Oczywiście byłam na ich ślubie :)
Tak więc nie wiem jaki jest przepis. Wiem, że trzeba próbować nawet jak się za pierwszym razem nie uda. Mogę stwierdzić, że czasem wystrarczy tylko wybadać sytuację i rzec słówko a reszta sama się ułoży.
A co do pytania konkursowego. To chyba nie chodzi o sukcesywne zestawatanie tylko o efektywne zeswatanie :)
Przy swataniu gwarancji na sukces nie ma. Powinszować tym, którym się ta trudna sztuka udała. Jak wiadomo, amor strzela z łuku, Pan Bóg kule nosi, a miłość cierpliwa jest, ale i ślepa ;-) Ja się w swatkę nigdy nie bawiłam, choć raz chciałam "przehandlować" koleżankę za paczkę waniliowej herbaty... Moim zdaniem, nic na siłę. Choćbyśmy dwie "ofiary" zatrzasnęły razem w windzie, to jak między nimi nie zadziała chemia/magia/magnetyzm serc, to z naszego perfidnego planu nici. Ewentualnie, co mozemy zrobić, to stworzyć dwóm osobom szanse poznania się (np. na wspólnej imprezie), zaaranżowac miłą atmosferę, podrzucić wspólny temat... i poczekać na rozwój wypadków...
OdpowiedzUsuńZresztą, co ja tam wiem o swataniu, skoro "KMS" nie czytałam ;-)
Szczerze muszę przyznać, że nigdy, a przynajmniej nie pamiętam, nie zdarzyło mi się zeswatać kogokolwiek. Recepty też sprawdzonej nie znam, tak mi się wydaje, że musi być to spojrzenie, te motyle w brzuchu, inaczej to chyba się nie da. Swatka jedynie to może mieć szczęście, że odpowiednie oczy spojrzą w drugie odpowiednie, kolana się ugną, a logiczne wypowiedzi jakby nigdy nie wypływały z ust... :-)
OdpowiedzUsuńNie mam doświadczenia z "tradycyjnym" swatanie, jednak zdarza mi się występować w nieco innej, jak dla mnie bardzo ważnej roli, dosyć szczególnej "swatki".
Może trochę głupio tak się chwalić, ale posiadam bardzo dobrą intuicję i mam wrażenie, że działa ona ze zdwojoną siłą w stosunku do osób mi bliskich, które dobrze znam.
W związkach z dłuższym stażem zdarzają się kryzysy, nie ukrywajmy. A co najgorsze właśnie w takich momentach, na drodze takiego kryzysu,pojawia się Ten Trzeci. Normalnie diabeł wcielony. Jest idealny, dowcipny, opiekuńczy, bardziej zainteresowany, zwraca uwagę na wdzięki, zmienioną fryzurę czy kolor paznokci. Do tej pory już miałam z trzema takimi czortami do czynienia, jako ta "specyficzna swatka" oczywiście :-)
Moja pierwsza serdeczna koleżanka miała "kryzys odległościowy" narzeczony za oceanem, ona tęskniła, nie była przekonana czy też chce wyjechać, bo daleko od rodziny, bo język. Dużo trzeba było rozmów, bo wtedy najważniejsze wsparcie, babskie wieczory i niestety moja czarcia natura też się odezwała, bo musiałam poszperać i wyszukać, ze Ten Diabeł, to żaden ideał. ...bo miałam intuicję i coś mi podpowiadało, że ona musi wyjechać i być teraz szczęśliwą żoną i matką, tego pierwszego narzeczonego :-)
Moja druga serdeczna koleżanka wynajmowała ze swoim chłopakiem mieszkanie dwupokojowe, gdzie drugi pokój zajmował Ten Diabeł. Delikatnie mówiąc była zaniedbywana, a Diabeł miał wszystkie cechy jakie powinien mieć ;-) i całe szczęście, bo kazał się Aniołem i teraz są szczęśliwym małżeństwem. Kiedy poprosiła mnie o radę, ja widząc co się dzieje i znając jej żale związkowe, jedyne co jej kazałam, to kierować się sercem. Zadziałało ;-)
Moja trzecia przyjaciółka jest zakochana od x lat, musiałyśmy tylko przeanalizować zaangażowanie przyjaciela i pomóc zbudować jej granice. Bo jestem przekonana, że ta miłość x-letnia przetrwa i mam nadzieję, że intuicja mnie nie zawiedzie.
Nie ma jednego Złotego Środka, ważne są przyjacielskie rozmowy, czasami babskie wieczory i noce, i trochę czerwonego, dobrego wina ;-)
Oj kurczęęęę
OdpowiedzUsuńzagapiłam się i nie zdążyłam wziąć udziału w konkursie :(
Aaa :)
OdpowiedzUsuńSkoro mogę, to spróbuję!
Jak Twoim zdaniem powinien wyglądać przepis na sukcesywne zeswatanie ze sobą dwóch osób?
Prezentuję Państwu mój przepis na zeswatanie ze sobą dwóch osób:
1. Bierzemy samotnego chłopaka. Przeprowadzamy z nim dogłębny wywiad środowiskowy zapisując wszystkie najważniejsze informacje o nim samym oraz o jego wymarzonej partnerce.
2. Przystępujemy do poszukiwania wymarzonej partnerki dzięki specjalnemu programowi, który dopasuje nam dwie osoby do siebie obliczając ich wspólne dopasowanie w skali procentowej od 1-10. 10% to największe dopasowanie. Pewny swat!
3. Jeśli dopasowanie wynosi ponad 5%, przystępujemy do aranżacji spotkania.
4. Najważniejszy jest nastrój. Wybieramy romantyczne miejsce, tak by atmosferę miłości dało się czuć od razu.
5. Dochodzi do spotkania dwójki potencjalnych "sparowanych". Wypożyczamy wróżkę swatuszkę, która latając z magicznym pyłkiem będzie ośmielała chłopaka i dziewczynę, tak by szybciej mogli przejść do nieskrępowanej rozmowy!
Autorka przepisu nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne niesprawdzenie się swatania. Reklamacje proszę zgłaszać pod adresem : http://miqaisonfire.wordpress.com
ISJA SWATANIE
OdpowiedzUsuńRozpoznanie
Wyciągamy informacje dotyczące ideału partnera od swojej Potencjalnej Ofiary Swat w skrócie POS.
2. Sokole oko
Wypatrujemy, szukamy, rozglądamy się wśród znajomych i nieznajomych czy gdzieś czasem nie ukrywa się ten który mógłby być tym jedynym. Czasem znajduje się ich więcej niż tylko jeden dlatego też jest potrzebne dalsze działanie.
3. Test praktyczny
Stawiamy serię wyzwań tak aby potencjalny partner ofiary swat mógł się wykazać miło widzianymi cechami i umiejętnościami. Ten etap jest również potrzebny do eliminacji osobnika w razie jakiejkolwiek pomyłki z naszej strony w etapie 2 .
4. Serie przypadków
Umiejętności oraz cechy charakteru oraz osobowości muszą współgrać z gustem dotyczący wyglądu POS. Organizowana jest seria planowanych tzw. „przypadkowych spotkań, po których dyskretnie uzyskujemy informacje na temat spostrzeżeń wyglądu poszczególnych (w tym przypadku) panów.
5.Rzuć kostką
Wybieramy maksymalnie 6 najbardziej odpowiadających kandydatów (może być mniej). Przyporządkowujemy ich imię do ilości oczek na kostce tak aby oczko odpowiadało konkretnemu imieniu . Rzucamy kostką 3 razy.
6. Co w trawie piszczy .
Umawiamy kilka spotkań na których przyjrzymy się w czyim towarzystwie POS czuje się najlepiej. Prowokujemy również serię różnych nagłych, przypadkowych zdarzeń które są z udziałem kandydatów na POS oraz POS tak aby mogło oni zobaczyć swoje różne oblicza
7. Na kogo padło na tego bęc
Próbujemy dyskretnie wyciągnąć z naszej POS informacje który z panów zrobił na niej największe wrażenie. Jeśli już posiadamy tak szczegółowe inf. możemy zacząć swaty praktyczne, w których to robi się wszystko i o wiele więcej jeśli chce się aby nasza misja zakończyła się sukcesem. Przy czym zdrowy rozsądek gra pierwsze skrzypce a szaleństwo mu tylko albo aż akompaniuje. Jednak należy pamiętać też ze niekiedy los wpycha nas w inne ramiona niż ktoś to zaplanował.
Gocha
goocha90@wp.pl