Co może kryć w sobie powieść o tak intrygującym tytule? Jakie tajemnice mogą skrywać przed nami jej bohaterowie? Czy wszystko w ich życiu będzie się sprowadzać do seksu? A może chodzi tu o coś więcej?
Takie pytania towarzyszyły mi zanim sięgnęłam do książkę autorstwa Charlotte Roche. Muszę przyznać, że kompletnie nie wiedziałam, czego powinnam się po niej spodziewać. Mając na uwadze swoje ostatnie spotkanie z "Dziennikiem nimfomanki" autorstwa Valerie Tasso - trochę się jej obawiałam. Mimo wielu możliwości, które z nią wiązałam, okazała się ona być lekturą pozbawioną jakiekolwiek sensu. Dlatego właśnie zdecydowałam się na zapoznanie z utworem, który na swój sposób wydawał się być do niej podobny. Miałam nadzieję, że tym razem będę nieco bardziej zadowolona z lektury i zapamiętam ją jako tę, które wywołała we mnie wiele przemyśleń...
"Modlitwy waginy" opowiadają swoim czytelnikom historię trzydziestotrzyletniej kobiety, która od najmłodszych lat była wychowana przez nienawidzącą mężczyzn, matkę. Gdy w końcu udaje jej się wyrwać spod jej skrzydeł, jedynym zapomnieniem stają się dla niej chwile, które przeznacza na uprawianie miłości. Każda inna sytuacja przyprawia ją o potężne zawroty głowy i sprawia, że towarzyszące jej problemy, przejmują nad nią kontrolę. Główna na każdym kroku wskazuje nam dowody, które ukazują nam efekty wychowywania dziecka przez osobę, dla której feminizm stanowił rzecz świętą. Dlaczego w tego typu sytuacjach rodzice nie myślą o krzywdzie, które prędzej czy później dopadnie ich pociechy? Po co narzucają im swoje prywatne ideologie?
Zagłębiając się w lekturze tej książki, posiadałam iście mieszane uczucia. Z jednej strony, okazała się ona być powieścią, która skłania Moli Książkowych do wielu przemyśleń. Stosunkowo rzadko spotykam pozycje literackie, które w podobny sposób opowiadały o życiowych problemach swojej bohaterki. Elizabeth z pewnością nie należy do grona osób, które mogą sobie pozwolić na bezstresowe życie. Skutecznie wyleczyła ją z tego matka, dla której najważniejsze było to co sama sobie ubzdurała. Dzięki temu trzydziestolatka musiała zafundować sobie regularne wizyty u specjalisty, a wszystko inne kręciło się wokół seksu i rodziny. Niewątpliwie nie było jej z tym wszystkim łatwo. Niemalże na każdym kroku dawały jej się we znać demony przeszłości, które mimo usilnej walki z nimi, blokowały bohaterce całkowite oderwanie się od nich.
"Modlitwy waginy" to dość specyficzny utwór, który nie nadaję się do czytania dla wszystkich. Co prawda jest znacznie lepiej, niż miało to miejsce podczas mojego spotkania z "Dziennikiem nimfomanki", jednak po raz kolejny zostaliśmy przytłoczeni ogromną ilością szczegółów z życia seksualnego głównej bohaterki, które zostały wzmocnione o sporą dawkę pesymizmu i nie mocy. Jestem pewna, że całość tej książki byłaby dużo bardziej atrakcyjna, gdyby posiadała znacznie mniej opisów, które były do siebie uderzająco podobne. Wiele wątków z przeszłości zostało przez Elizabeth przytoczonych w trakcie trwania fabuły. Niestety zdarzyło się również sporo momentów, w których miałam ochotę odłożyć książkę na półkę i już nigdy do nich nie wracać. Niby nie spodziewałam się tej lekturze niczego wielkiego, jednak mimo to rozczarowanie boli. Dlatego właśnie zależałoby mi na tym, abyście sami zdecydowali, czy sięgniecie po ten utwór, czy też dacie sobie z nim spokój.
Wyd. Czarna Owca, sierpień 2012
ISBN: 978-83-7554-212-7
Liczba stron: 300
Ocena: 5/10
Książkę możecie kupić na:
nie czytałam ani "Dziennika nimfomanki", ani "Modlitw waginy" i chyba nie mam czego żałować. Raczej zrezygnuję z tej pozycji :)
OdpowiedzUsuńByć może jestem trochę infantylna, ale razem z przyjaciółmi śmialiśmy się w tytułu tejże książki ;) Również czytałam poprzednio "Dziennik nimfomanki", ale sama książka nie wzbudziła u mnie żadnych szczególnych emocji, sama nie wiem... A po tę pozycję na pewno nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńA tak intrygowała mnie ta książka. Ale raczej z niej nie zrezygnuję. :)
OdpowiedzUsuńCzytałaś może "Muskając aksamit"?
faktycznie, tytuł jest intrygujący
OdpowiedzUsuńjednakże sama książka już mniej
więc odpuszczę lekturę
pozdrawiam
Dośc intrygujący tytuł przyciąga uwagę, ale po Twojej recenzji wsądzę, że to książka nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńTytuł rzeczywiście... intrygujący. I głupi, jakby nie patrzeć. Czy po książkę sięgnę? Wątpię. Niestety.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
"Dziennik nimfomanki" także nie wywarł na mnie takie wrażenia, jakiego spodziewałam się... "Modlitw waginy" nie czytałam, ale miałam okazję przeczytać pierwszą książkę tej autorki - "Wilgotne miejsca". Spodziewałam się mocnych wrażeń i nie zawiodłam się, jednak niektóre opisy były wręcz ohydne i przyprawiające o mdłości.. Mimo wszystko jeżeli trafię gdzieś na "Modlitwy waginy" to skorzystam z zapoznania się z nią.
OdpowiedzUsuńMam ją na półce i zaczynam się jej trochę obawiać, bo zaczęłam czytać "Wilgotne miejsca" tej samej autorki, którą to książkę musiałam odłożyć, bo była tak okropnie obrzydliwa. Przytłaczająco szczegółowe detale to chyba specjalność autorki. Tylko po co pisać takie książki, które miast wnosić jakąś wartość do literatury bądź życia czytelnika tylko oburzają i zniesmaczają?
OdpowiedzUsuńNo to chyba raczej nie skuszę się na tę książkę... ;)
OdpowiedzUsuń