Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, jakby to było utknąć na bezludnej wyspie? Czy udałoby się nam przeżyć wśród zagrażającej nam zewsząd zwierzyny, a także nieznanych nam dotąd roślin, które kusiłyby nas swoim jestestwem? Czy mielibyśmy dość siły i odwagi, by wyruszyć wgłąb nieznanego nam terenu w poszukiwaniu bezpieczne kryjówki i cywilizacji, która dałaby nam nadzieję na pomyślne odnalezienie się w zaistniałej sytuacji? A może byłoby wręcz przeciwnie i już na samym starcie, pogodzilibyśmy się z własnym losem?
Zdaję sobie sprawę z tego, że niesamowicie łatwo jest nam teoretyzować i wychwalać się pod niebiosa. Z całą pewnością dużo trudniej byłoby, gdybyśmy faktycznie znaleźli się w takiej, a nie innej sytuacji. Muszę przyznać, że jestem strasznie ciekawa, jakby się to wszystko potoczyło i prawda na temat poczucia własnej wartości, miałaby w tym przypadku rację bytu. W końcu wiele osób wychodzi z założenia, że w sytuacji zagrożenia, człowiek jest w stanie wybrnąć nawet z największych opresji... Czy tak samo byłoby w naszym przypadku? A może spotkałby nas wianuszek niespodzianek, które sprawiłyby, że nowe życie spodobałoby nam się na tyle, że nie mielibyśmy nawet ochoty na powrót do dawnej egzystencji? Czy są na tej sali śmiałkowie, którzy podjęliby się tego zadania?
"Kiedy spadłam z nieba" to prawdziwa historia, opowiedziana nam przez kobietę, której udało się przeżyć katastrofę lotniczą. Na całe szczęście była gotowa do odbycia wędrówki po tropikalnym lasie deszczowym, który niemalże na każdym kroku, ukrywa przed nami wiele pułapek. Dla Juliane Koepcke ta podróż okazała się być niezwykle interesującym doświadczeniem, które nie uchroniło jej przed chwilami zwątpienia i bezsilności. Nie mniej jednak, posiadała ogromną przewagę nad żyjącymi na tym terytorium zwierzętami, ponieważ posiadała wiedzę na temat tego, które z nich mogą okazać się pomocne w jej poszukiwaniach, a które mogą przyczynić się do jej natychmiastowej śmierci... Nic więc dziwnego, że w końcu udało jej odnaleźć właściwą drogę i powrócić do swojego dawnego życia.
Juliane Koepcke jest kobietą, którą będę podziwiać jeszcze przez wiele tygodni. To niesamowite, że udało jej się przetrwać tak niebezpieczną przygodę, będę zupełnie sama i nie posiadając przy sobie niczego, co byłoby w stanie ją w jakikolwiek sposób wesprzeć. Nic dziwnego, że potrzebowała aż tylu lat, by na spokojnie podzielić się ze światem wspomnieniami z tej niespodziewanej wyprawy. Osobiście mam nadzieję, nie przeżywać niczego podobnego w swoim życiu. Wystarczy mi niewielki domek na wsi i będę najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Tymczasem zachęcam Was do sięgnięcia po "Kiedy spadłam z nieba". Być może nie przypadnie ona gustu każdemu, jednak z całą pewnością, została ona napisana przy pomocy całkiem sprawnego pióra i zawiera w sobie naprawdę ciekawą historię, której brakuje ubarwień Wojciecha Cejrowskiego, a zarazem jest jeszcze bardziej realistyczna...
Wydawnictwo Hachette, 2012 rok
ISBN: 978-83-7739-910-1
Liczba stron; 265
Brzmi zachęcająco.)
OdpowiedzUsuńZawsze podziwiałam takie silne kobiety. Może dlatego, że ja jestem zupełnie inna. Nie weszłabym do tropikalnego lasu ze strachu przed wężami, a wolałabym zginąć niż zabić choćby najbardziej niepozorne zwierzątko :)
OdpowiedzUsuńNa książkę o takiej tematyce mam czasami ochotę w najmniej spodziewanym momencie. Wtedy właśnie zadowalam się jakąś pozycją, którą mam akurat na półce, ponieważ nie przychodzi mi na myśl nic odpowiedniego. Tak więc zapiszę sobie ten tytuł na taką okazję :-)
OdpowiedzUsuńCiekawa książka, z przyjemnością bym przeczytała.
OdpowiedzUsuńP.S. Zapraszam Cię do wzięcia udziału w moim kryminalnym konkursie : http://miqaisonfire.wordpress.com/2012/10/24/262-kryminalny-konkurs-z-wydawnictem-proszynski-i-s-ka/
Intrygujący temat.
OdpowiedzUsuńintrygująco:)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że może mi się spodobać. jak wpadnie mi w ręce to przeczytam.
OdpowiedzUsuńKsiążka taka sobie. Jeszcze pomyślę. Ale chyba raczej nie sięgnę.
OdpowiedzUsuń