Po spotkaniu z niezbyt udaną lekturą "Opowieść niewiernej",
postanowiłam dać twórczości Magdaleny Witkiewicz jeszcze jedną szansę.
Takim właśnie sposobem trafiłam na najmłodszą publikację tej autorki,
która jeszcze nie tak dawno, ukazała się w księgarniach dzięki Naszej
Księgarni. Początkowo byłam do niej nastawiona dość sceptycznie, jednak
biorąc pod uwagę fakt, że została ona zakwalifikowana do jednej z moich
ulubionych serii, którą wiele miesięcy temu obdarzyłam szczerym
uczuciem, nie miałam największego wyboru i udałam się w jedną z
najryzykowniejszych podróży w swoim życiu. Czy okazała się ona dla mnie
pomyślną?
Joanna od kilku miesięcy spodziewa się narodzin upragnionego dziecka. Starała się o nie od momentu zaślubin i już po kilku próbach, udało się jej spełnić swoje najskrytsze marzenie. Kobieta oddałaby wszystko, aby mężczyzna spędzał z nią znacznie więcej czasu i na poważnie zainteresował się zmianami, które już niedługo pojawią się w ich małżeństwie. Mężczyzna wydaje się tym w ogóle nie przejmować i mimo obietnic danych żonie, kontaktuje się z nią coraz rzadziej. Główna bohaterka może jednak liczyć na wsparcie ciotki, która po śmierci rodziców głównej bohaterki, traktowała ją niczym rodzoną córkę. To właśnie w niej znalazła ona potrzebne wsparcie i wszystko byłoby dobrze, gdyby ciotka Matylda nie przygotowywała swojej podopiecznej do zbliżającej się rychło śmierci. Jak dalej potoczą się losy Joasi? Czy narodziny długo oczekiwanej córki sprawią, że uda jej się nawiązać jeszcze silniejszą więź z mężem? Jaką rolę w życiu tej kobiety odegrają tajemniczy mężczyźni, którzy odwiedzą ją na oddziale położniczym?
"Ballada o ciotce Matyldzie" to niezwykła powieść, która urzekła mnie swoją treścią już po kilkunastu przeczytanych stronach. Stanowi ona dla mnie pewnego rodzaju odkrycie, ale i również dowód na to, że nie powinno się skreślać autora po nieudanym spotkaniu z jego wcześniejszymi publikacjami. Joasia jest cudowną osobą, dla której od zawsze liczyło się szczęście jej bliskich. Nigdy bym się nie spodziewała, że zostanie aż tak bardzo skrzywdzona przez człowieka, który jak powinien trwać u jej boku i dbać o to, aby czuła się kobietą spełnioną. Z biegiem czasu na świecie pojawia się jej ukochana córeczka i stopniowo uczyć się żyć na nowo. W dalszym ciągu wierzy w zainteresowanie Piotra rodziną i nie jest w stanie dopuścić do siebie myśli, że nigdy nie spełni danych jej przed ślubem. Na całe szczęścia ciotka Matylda zadbała o to, aby pod jej śmierci Joanna trafiła pod opiekę dwóch mężczyzn, którzy już po pierwszej wizycie w szpitalu potraktowali kobietę niczym własną siostrę. Muszę przyznać, że po części zazdrościłam głównej bohaterce Olusia i Przemcia. Stosunkowo rzadko można spotkać tego typu facetów, a jeśli już się tacy pojawiają, to przeważnie bywają zajęci. Bracia niejednokrotnie rozczulili mnie swoim zachowaniem i szkoda, że poznałam ich na kartach książki.
Magdalena Witkiewicz zaskoczyła mnie w wielu momentach tego utworu i cieszę się, że zdecydowałam się na zapoznanie się z niezwykłą historią Joanny i jej najbliższych przyjaciół. Wielu osobom ta powieść może się wydać zupełnie zwyczajna i pozbawiona ambitniejszych wątków, jednak wychodzę z założenie, że najważniejsze jest to aby czuć się w jej towarzystwie naprawdę swobodnie. "Ballada o ciotce Matyldzie" wniosła do mojego dwudziestotrzyletniego życia odrobinę świeżości i sprawiła, że przez chwilę zwątpiłam w szósty zmysł, który do tej pory umożliwiał mi przewidzenie kolejnych wydarzeń w czytanych przeze mnie pozycjach literackich. W przypadku tej pozycji literackiej było to niemalże niemożliwe i nie ważne, czy założyłam sobie coś na początku lektury, czy też moje myśli brały pod uwagę ogólny wydźwięk tego dzieła. Perypetie Joasi przeżywałam niczym swoje własne, a i z wielką przyjemnością podczytywałam korespondencję, którą przez wiele lat przesyłała ciotce Matyldzie. Strasznie żałuję, że nie poznam dalszych losów nowo poznanych bohaterów. Z wielką chęcią ugościłabym w swoim domu wesołą ferajnę i ich pociechy. Mogłoby być bardzo ciekawie!
Wyd. Nasza Księgarnia, marzec 2013
ISBN: 978-83-10-12235-3
Liczba stron: 304
Ocena: 9/10
Joanna od kilku miesięcy spodziewa się narodzin upragnionego dziecka. Starała się o nie od momentu zaślubin i już po kilku próbach, udało się jej spełnić swoje najskrytsze marzenie. Kobieta oddałaby wszystko, aby mężczyzna spędzał z nią znacznie więcej czasu i na poważnie zainteresował się zmianami, które już niedługo pojawią się w ich małżeństwie. Mężczyzna wydaje się tym w ogóle nie przejmować i mimo obietnic danych żonie, kontaktuje się z nią coraz rzadziej. Główna bohaterka może jednak liczyć na wsparcie ciotki, która po śmierci rodziców głównej bohaterki, traktowała ją niczym rodzoną córkę. To właśnie w niej znalazła ona potrzebne wsparcie i wszystko byłoby dobrze, gdyby ciotka Matylda nie przygotowywała swojej podopiecznej do zbliżającej się rychło śmierci. Jak dalej potoczą się losy Joasi? Czy narodziny długo oczekiwanej córki sprawią, że uda jej się nawiązać jeszcze silniejszą więź z mężem? Jaką rolę w życiu tej kobiety odegrają tajemniczy mężczyźni, którzy odwiedzą ją na oddziale położniczym?
"Ballada o ciotce Matyldzie" to niezwykła powieść, która urzekła mnie swoją treścią już po kilkunastu przeczytanych stronach. Stanowi ona dla mnie pewnego rodzaju odkrycie, ale i również dowód na to, że nie powinno się skreślać autora po nieudanym spotkaniu z jego wcześniejszymi publikacjami. Joasia jest cudowną osobą, dla której od zawsze liczyło się szczęście jej bliskich. Nigdy bym się nie spodziewała, że zostanie aż tak bardzo skrzywdzona przez człowieka, który jak powinien trwać u jej boku i dbać o to, aby czuła się kobietą spełnioną. Z biegiem czasu na świecie pojawia się jej ukochana córeczka i stopniowo uczyć się żyć na nowo. W dalszym ciągu wierzy w zainteresowanie Piotra rodziną i nie jest w stanie dopuścić do siebie myśli, że nigdy nie spełni danych jej przed ślubem. Na całe szczęścia ciotka Matylda zadbała o to, aby pod jej śmierci Joanna trafiła pod opiekę dwóch mężczyzn, którzy już po pierwszej wizycie w szpitalu potraktowali kobietę niczym własną siostrę. Muszę przyznać, że po części zazdrościłam głównej bohaterce Olusia i Przemcia. Stosunkowo rzadko można spotkać tego typu facetów, a jeśli już się tacy pojawiają, to przeważnie bywają zajęci. Bracia niejednokrotnie rozczulili mnie swoim zachowaniem i szkoda, że poznałam ich na kartach książki.
Magdalena Witkiewicz zaskoczyła mnie w wielu momentach tego utworu i cieszę się, że zdecydowałam się na zapoznanie się z niezwykłą historią Joanny i jej najbliższych przyjaciół. Wielu osobom ta powieść może się wydać zupełnie zwyczajna i pozbawiona ambitniejszych wątków, jednak wychodzę z założenie, że najważniejsze jest to aby czuć się w jej towarzystwie naprawdę swobodnie. "Ballada o ciotce Matyldzie" wniosła do mojego dwudziestotrzyletniego życia odrobinę świeżości i sprawiła, że przez chwilę zwątpiłam w szósty zmysł, który do tej pory umożliwiał mi przewidzenie kolejnych wydarzeń w czytanych przeze mnie pozycjach literackich. W przypadku tej pozycji literackiej było to niemalże niemożliwe i nie ważne, czy założyłam sobie coś na początku lektury, czy też moje myśli brały pod uwagę ogólny wydźwięk tego dzieła. Perypetie Joasi przeżywałam niczym swoje własne, a i z wielką przyjemnością podczytywałam korespondencję, którą przez wiele lat przesyłała ciotce Matyldzie. Strasznie żałuję, że nie poznam dalszych losów nowo poznanych bohaterów. Z wielką chęcią ugościłabym w swoim domu wesołą ferajnę i ich pociechy. Mogłoby być bardzo ciekawie!
Wyd. Nasza Księgarnia, marzec 2013
ISBN: 978-83-10-12235-3
Liczba stron: 304
Ocena: 9/10
Dzięki Tobie zapoznałam się z serią Babie Lato i jak wiesz polubiłam książki w niej wydane. Już od momentu ukazania się jej zapowiedzi byłam ciekawa, ale teraz po prostu MUSZĘ ją przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka przewinęła mi się już kilka razy gdzieś na blogach chyba w zapowiedziach, ale nie czytałam jeszcze żadnej recenzji. I nie dość, że pierwsza to jeszcze jaka pozytywna! :) Wcześniej mówiłam ''nie'' tego typu książkom ale od jakiegoś czasu coraz bardziej zwracam na nie uwagę. Myślę, że tę przeczytam tak czy siak bo zapowiada się naprawdę ciekawie i przyjemnie.
OdpowiedzUsuńZazdrość o Olusia, oj tak...:)
OdpowiedzUsuńBrzmi interesująco.
OdpowiedzUsuńZapamiętam tytuł. Może kiedyś sięgnę :)
OdpowiedzUsuńOpowieść niewiernej Ci się nie podobała? Ja byłam pod ogromnym wrażeniem i znam naprawdę sporo osób, które w tej książce zobaczyły własną, małżeńską codzienność. Kto wie, może za kilka lat spojrzysz na nią inaczej ;-)
OdpowiedzUsuńZa to cieszę się że kolejna książka wywołała w Tobie tak pozytywne emocje bo sama już niegługo będę miała okazję ją poznać. I strasznie się na tę lekturę cieszę :-)
Widzę, że co do autorki mamy podobne zdanie. Mnie również "Opowieść niewiernej" nie przypadła do gustu, ale serię Babie Lato bardzo lubię, więc i tę pozycję chętnie poznam :-)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za tego typu pozycjami, ale skoro tyle pozytywnych recenzji, to może sięgnę :)
OdpowiedzUsuńMogłaby mi się spodobać:)
OdpowiedzUsuńZ samego opisu książki bym nie przeczytała, ale po Twojej recenzji się zastanowię, jestem ciekawa czy książka również by mnie pozytywnie zaskoczyła.
OdpowiedzUsuńOd dłuższego czasu zastanawiałam się czy sięgnąć po tę książkę,ale nie mogłam przez długi czas znaleźć żadnej konkretnej recenzji. Cieszę się, że w końcu takową znalazłam. Po przeczytaniu Twojej recenzji z pewnością sięgnę po nią. A tak poza tym to dopiero zaczynam swoją przygodę z recenzjami książek, więc serdecznie zapraszam na: http://word-is-infinite.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńJestem świeżutko po lekturze, dosłownie kilkanaście minut :-) Wiesz że należę do ludzi, którzy uważnie analizują szczegóły, niezależnie od tego czy czytam poważny reportaż czy babskiego odprężacza. Ta książka to dowód na to, że da się napisać coś bardzo pozytywnego, może aż za bardzo na naszą rzeczywistość ale na tyle wiarygodnego, bym "kupiła" każde zdarzenie. Jestem szalenie zadowolona z tej lektury. Pewnie trochę mi zejdzie na napisaniu recenzji ale póki co mogę się pod Twoją podpisać :-) No, poza wrażeniami z Opowieści niewiernej, bo jeśli zajdzie potrzeba, tego tytułu będę zawzięcie broniła :-)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o "Opowieść niewiernej" to wychodzę z założenia, że każdy ma prawo do własnego zdania na jej temat. Ja nikomu nie mam zamiaru narzucać własnego, bo uważam, że jest to zupełnie bez sensu. Mi się ona zbytnio nie podobała i tyle. Czytało mi się ją całkiem dobrze, ale nic więcej.
Usuń