Jodi Picoult to amerykańska pisarka, której twórczość wielbię ponad wszystko inne na świecie. Nasza przyjaźń narodziła się kilka lat temu, gdy w moje ręce trafiła fenomenalna "Karuzela uczuć". To właśnie ona uświadomiła mi, że najprawdziwsze perełki literackie trafiają do człowieka przez czysty przypadek. Od tamtej pory mocno kibicuje autorce, by kolejne spotkania ze stworzonymi przez nią książkami, okazały się dla mnie równie intrygujące i niezapomniane. Mijały miesiące i do mojego domu trafiały następne powieści Picoult. Nie każda powieść otrzymywała ode mnie najwyższą ocenę, jednak ilekroć musiałam zakończyć czytanie którejś z nich, robiłam to z ogromnym żalem. Podobnie było i w tym przypadku. Zacznijmy jednak od samego początku tej niezwykłej opowieści.
Sage to dwudziestokilkuletnia kobieta, która od kilku lat uczęszcza na regularne spotkania "Pomocnych Dłoni". To właśnie tam poznaje ona uroczego staruszka, który z czasem staje się dla niej kimś w rodzaju przyjaciela. Pewnego dnia Josef prosi kobietę o wyświadczenie mu przysługi. Bohater zaczyna opowiadać jej wstrząsającą historię swojego życia. Z każdą kolejną chwilą dziewczyna jest coraz bardziej przerażona wyznaniami rozmówcy i w końcu decyduje się na powiadomienie o wszystkim FBI. Jak dalej potoczą się losy Sage i Josefa? Czy władzom uda się skazać mężczyznę za zbrodnie wojenne? Kim tak naprawdę jest spokojny staruszek, który w oczach całego miasta, uchodzi na niezwykle poczciwego i przyjaznego ludziom człowieka? Zacznijmy jednak od samego początku...
Muszę przyznać, że byłam sceptycznie nastawiona do poruszonego przez autorkę tematu. Zastanawiałam się nawet, czy nie lepiej byłoby odłożyć książkę na półkę, by powrócić do niej za kilka miesięcy. Na polskim rynku wydawniczym pojawiła się już bowiem masa tego typu powieści i mimo, że cenię sobie literaturę wojenną to zaczynam odczuwać w stosunku do niej zmęczenie materiału. Nie mniej jednak przemogłam się i rozpoczęłam jedną z największych przygód mojego życia. Jodi Picoult stworzyła poruszający i pełny napięcia utwór. Z przerażeniem spoglądałam na wydarzenia, które miały w nim miejsce i po raz kolejny dziękowałam Bogu, że mam to szczęście i nigdy nie musiałam przechodzić przez piekło na które zostali skazani Żydzi. Amerykańskiej pisarce niemalże w stu procentach udało się oddać klimat tamtych czasów i byłam pełna podziwu, że udało jej się wykonać aż tak dobrą robotę. Tym razem nie obeszło się jednak od pewnych zgrzytów, które raz po raz wybijały mnie z czytelniczego rytmu. Chodzi mi tutaj głównie o wydarzenia związane z życiem Minki. W czasie II Wojny Światowej przeżyła ona wiele ciężkich chwil, ale to właśnie do niej co rusz uśmiechało się szczęście. Obojętnie jak wielkie krzywdy nie spadałyby Żydów to dziewczyna wiecznie wychodziła z tego wszystkiego bez szwanku. Dla mnie osobiście było to strasznie naciągane i strasznie mi to w tej powieści przeszkadzało. Tak samo jak ostatnie sceny książki, które miały za zadanie wyjaśnić wszystko i oczywiście nikt niczego się nie domyślił.
Po przeczytaniu całości utworu uważam, że autorka mogłaby nieco dopracować postacie Minki i Sage. Osobiście czegoś mi w nich brakowało, a jeśli miałabym je porównać z przedstawionymi w powieści żołnierzami to wypadłyby one strasznie blado. Mole książkowi mogą się również przyczepić tego, iż amerykańska pisarka po raz kolejny skorzystała z charakterystycznego dla siebie schematu. Główna bohaterka oczywiście związała się z człowiekiem, który miał jej pomóc w rozwiązaniu problemu, a i wszystko wydarzenia mające miejsce w teraźniejszości zmierzały do przeniesienia swojej akcji do doskonale wszystkim znanej sali sądowej. Mamy tu więc do czynienia z czymś typowym dla Picoult, choć mi osobiście w żadnym momencie lektury to nie przeszkadzało. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że dla wielu osób tak skonstruowana powieść może stanowić nie lada wyzwanie. Chciałoby się rzec wielka szkoda, ale ja wciąż mam nadzieję na to, że ludzie mimo wszystko postawią na wartości pojawiające się w publikacjach amerykańskiej autorki i całkowicie zignorują wspomniany wyżej schemat. Dopiero podczas spotkania z "To, co zostało" uświadomiłam sobie, że Jodi Picoult jest pierwszą autorką, która w sposób dosadny przedstawia okrucieństwa związane z wojną. Moje wcześniejsze spotkania z tego typu literaturą pokazały mi, że większość pisarzy łagodzi wydarzenia opisywane w swoich publikacjach. Robią to poprzez użycie odpowiednich sformułowań i to właśnie wpływa na ich niekorzyść. Skoro piszemy o czymś poruszającym to powinniśmy to jeszcze bardziej podkreślić, a nie sprawiać, że człowiek czytając mrożących krew w żyłach wydarzeniach, zaczyna się nudzić. Cieszę się, że chociaż amerykańska autorka nie bała się postawić wszystkiego na jedną kartę i pokazała swoim czytelnikom, że naprawdę fajne powieści dopiero przed nią. Gorąco polecam!
Muszę przyznać, że byłam sceptycznie nastawiona do poruszonego przez autorkę tematu. Zastanawiałam się nawet, czy nie lepiej byłoby odłożyć książkę na półkę, by powrócić do niej za kilka miesięcy. Na polskim rynku wydawniczym pojawiła się już bowiem masa tego typu powieści i mimo, że cenię sobie literaturę wojenną to zaczynam odczuwać w stosunku do niej zmęczenie materiału. Nie mniej jednak przemogłam się i rozpoczęłam jedną z największych przygód mojego życia. Jodi Picoult stworzyła poruszający i pełny napięcia utwór. Z przerażeniem spoglądałam na wydarzenia, które miały w nim miejsce i po raz kolejny dziękowałam Bogu, że mam to szczęście i nigdy nie musiałam przechodzić przez piekło na które zostali skazani Żydzi. Amerykańskiej pisarce niemalże w stu procentach udało się oddać klimat tamtych czasów i byłam pełna podziwu, że udało jej się wykonać aż tak dobrą robotę. Tym razem nie obeszło się jednak od pewnych zgrzytów, które raz po raz wybijały mnie z czytelniczego rytmu. Chodzi mi tutaj głównie o wydarzenia związane z życiem Minki. W czasie II Wojny Światowej przeżyła ona wiele ciężkich chwil, ale to właśnie do niej co rusz uśmiechało się szczęście. Obojętnie jak wielkie krzywdy nie spadałyby Żydów to dziewczyna wiecznie wychodziła z tego wszystkiego bez szwanku. Dla mnie osobiście było to strasznie naciągane i strasznie mi to w tej powieści przeszkadzało. Tak samo jak ostatnie sceny książki, które miały za zadanie wyjaśnić wszystko i oczywiście nikt niczego się nie domyślił.
Po przeczytaniu całości utworu uważam, że autorka mogłaby nieco dopracować postacie Minki i Sage. Osobiście czegoś mi w nich brakowało, a jeśli miałabym je porównać z przedstawionymi w powieści żołnierzami to wypadłyby one strasznie blado. Mole książkowi mogą się również przyczepić tego, iż amerykańska pisarka po raz kolejny skorzystała z charakterystycznego dla siebie schematu. Główna bohaterka oczywiście związała się z człowiekiem, który miał jej pomóc w rozwiązaniu problemu, a i wszystko wydarzenia mające miejsce w teraźniejszości zmierzały do przeniesienia swojej akcji do doskonale wszystkim znanej sali sądowej. Mamy tu więc do czynienia z czymś typowym dla Picoult, choć mi osobiście w żadnym momencie lektury to nie przeszkadzało. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że dla wielu osób tak skonstruowana powieść może stanowić nie lada wyzwanie. Chciałoby się rzec wielka szkoda, ale ja wciąż mam nadzieję na to, że ludzie mimo wszystko postawią na wartości pojawiające się w publikacjach amerykańskiej autorki i całkowicie zignorują wspomniany wyżej schemat. Dopiero podczas spotkania z "To, co zostało" uświadomiłam sobie, że Jodi Picoult jest pierwszą autorką, która w sposób dosadny przedstawia okrucieństwa związane z wojną. Moje wcześniejsze spotkania z tego typu literaturą pokazały mi, że większość pisarzy łagodzi wydarzenia opisywane w swoich publikacjach. Robią to poprzez użycie odpowiednich sformułowań i to właśnie wpływa na ich niekorzyść. Skoro piszemy o czymś poruszającym to powinniśmy to jeszcze bardziej podkreślić, a nie sprawiać, że człowiek czytając mrożących krew w żyłach wydarzeniach, zaczyna się nudzić. Cieszę się, że chociaż amerykańska autorka nie bała się postawić wszystkiego na jedną kartę i pokazała swoim czytelnikom, że naprawdę fajne powieści dopiero przed nią. Gorąco polecam!
Moja ocena: 7/10
Uwielbiam autorkę i już sobie ostrzę pazurki na tą lekturę :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będziesz zadowolona z tego spotkania.
UsuńMoim zdaniem też to szczęście było naciągane. Jednak postać Sage bardzo mnie ujęła i bardzo się cieszyłam z tego jak ułożyło się jej życie.(na pewno wiesz o czym mówię) Tylko właśnie ten końcowy rozwój wydarzeń był dla mnie mega niespodzianką. Co było bardzo pozytywne ,ponieważ jak ostatnio czytałam "W naszym domu" to domyśliłam się zakończenia już przed 1/3 książki.
OdpowiedzUsuńP.S. Cieszę się ,że wróciłaś po długiej przerwie;) Z drugiej strony ja też dawno tu nie zaglądałam ,ale i tak jak zobaczyłam nazwisko PICOULT i nazwę twojego bloga ,to mimowolnie się uśmiechnęłam ;D
Oj i to nawet bardzo. Rozumiem, że w literaturze wszystko się może zdarzyć i w sumie nie wiadomo, czy nie było osób, które faktycznie w czasie wojny mieli takie szczęście, ale mimo wszystko, jak dla mnie było to zbyt kolorowe. "W naszym domu" to cudowna książka, ale u mnie to już zboczenie zawodowe zadziałało, a Zespół Aspergera już w ogóle mnie fascynuje.
UsuńNo zobaczymy na jak długo powróciłam. Mam nadzieję, że tym razem na dłużej.
Dosyć ciekawe się wydaje po przeczytaniu tego co napisałaś
OdpowiedzUsuńMi się wydaje, że tak namieszałam i tak to wszystko niespójne wyszło, jak to tylko możliwe. Nie czułam tego tekstu pisząc go, nie mówiąc już o stylistycznym składaniu zdań.
UsuńCzytałam jak na razie tylko jedną książkę tej autorki i mam zamiar sięgnąć po inne :)
OdpowiedzUsuńAż z ciekawości skoczę sprawdzić jaką :)
UsuńUwielbiam twórczość Jodi, więc i na opisywaną przez ciebie pozycję przyjdzie pora. Niemniej jednak trochę się jej obawiam, gdyż naczytałam się o niej sporo niepochlebnych opinii :)
OdpowiedzUsuńA mi się właśnie wydawało, że w sieci krążą raczej pochlebne opinie na temat tej powieści. No ale oczywiście mogę się mylić, ponieważ blogi rzadko odwiedzam, a i usunęłam swoje konto z LC.
UsuńRozprawy sądowe to znak sztandarowy Picoult, takie są jej książki i nie ma się czego czepiać. Mnie to nie przeszkadza, choć może też dlatego, że przeczytałam bardzo niewiele jej książek. Szkoda, ze bohaterki trochę nijakie, ale ogólnie fabuła bardzo mnie interesuje i koniecznie muszę tę książkę przeczytać.
OdpowiedzUsuńMi one osobiście nie przeszkadzają, bo wiele wnoszą i wydają się być realistyczne. Napisałam tylko o tym, że większość ludzi czepia się tego. W sumie jakby było w tym coś złego. W końcu to nie o te rozprawy chodzi, tylko o poważne tematy, których podejmuje się autorka.
UsuńZnikasz na dobre miesiące, a jak się pojawiać to co rusz z jakimś nowym tekstem. Nieźle! Akurat tę książkę Picoult mam na półce i jeszcze nie było okazji, bym po nią sięgnęła. Sama nie wiem dlaczego. Koniecznie muszę to nadrobić, bo widać, że to wartościowa lektura. A schemat, w jakim autorka pisze swoje kolejne powieści wcale mi nie przeszkadza. W sumie jest to jako taka pewność i wiem, czego mogę się spodziewać po kolejnej książce i nie muszę się bać, że nie ogarnę rozumem tego, w jaki sposób ktoś próbował przedstawić mi historię. A te zgrzyty... Zawsze jakieś są ;)
OdpowiedzUsuńCo rusz? Kochana! Przecież ponad tydzień nie było niczego nowego. Biorąc pod uwagę fakt, że normalnie tych postów przez ten czas pojawiało się sporo, to teraz wstyd.
UsuńZa to teraz dodajesz jak opętana ;) Ale jak mam porównać to, że całkiem długo nic się tutaj nie pojawiało a nagle dodajesz recenzję za recenzją to takie wrażenie można odnieść.
UsuńChciałabym przeczytać i mam nadzieję, że mi się to uda.
OdpowiedzUsuńKupiłam kiedyś tę książkę, bo była w dużej promocji. Jak na razie leży na półeczce i na pewno niedługo ją przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki tej autorki, choć już dawno nic nie czytałam... Będę musiała wrócić do jej twórczości :)
OdpowiedzUsuńhttp://kulturka-maialis.blogspot.com/
Picoult zwykle mnie porusza swoimi książkami, więc i pewnie będzie tak i w tym przypadku, chociaż staram się unikać tematyki wojennej.
OdpowiedzUsuńPostać Minki, jak i poświęcona jej część książki, zdecydowanie najbardziej mi się podobały. Bardziej nawet, niż współczesne przeżycia Sage. No i te uzupełniające się wątki - życiorysy formowania się ofiary i kata, to też się całkiem nieźle Picoult udało.
OdpowiedzUsuńChciałabym wreszcie znaleźć czas i móc przeczytać choć jedną jej ksiażkę :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam na czytniku mimo Twojej dość sceptycznej oceny chętnie przeczytam, bo lubię książki, które tyczą się okresu II wojny światowej.
OdpowiedzUsuńDużo dobrego słyszałam o tej autorce, ale...na słyszeniu jak na razie się skończyło. Muszę nadrobić i poznać jej twórczość...
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam Cię do mojego wyzwania autorskiego
http://babskieczytadla.blogspot.com/p/autorskie-wyzywanie-europa-da-sie-lubic.html