środa, 22 czerwca 2016

Veronica Roth - Niezgodna

Naprawdę trudnym zadaniem jest pisanie na temat książki, która w bardzo krótkim czasie osiągnęła aż tak wielki sukces. Cykl ten pokochały miliony czytelników na całym świecie i póki co nie zapowiada się, by miało to ulec jakiejkolwiek zmianie. Osobiście zapoznałam się z całością tej serii kilka tygodni po tym jak znajoma poleciła mi do obejrzenia ekranizację jej pierwszego tomu. Przez dłuższy czas biłam się z myślami, ponieważ kolejność ta była niezgodna z wyznawanymi przeze mnie zasadami. Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że ani trochę nie ciągnęło mnie do serii stworzonej przez Veronice Roth, więc minęłyby lata zanim w ogóle udałabym się po nią do miejscowej biblioteki. W tym wypadku obejrzenie filmu wydawało mi się dość sensownym wyjściem z sytuacji, a ono z kolei pociągnęło za sobą wszystko inne co ostatecznie przyczyniło się do tego, że "Niezgodną" oraz jej kontynuacje pochłonęłam w tydzień. Biorąc pod uwagę fakt, że jest to już któryś cykl z kolei, w którym autor porusza temat wizji świata w przyszłości, wcale nie było tak łatwo jakby się to mogło wydawać. Zanim jednak przejdziemy do ostatecznych wniosków jakie nasunęły mi się podczas obcowania z twórczością amerykańskiej autorki, chciałabym zacząć od krótkiego przedstawienia wymyślonej przez nią historii.

Społeczeństwo powstałe na ruinach Chicago zostało podzielone na pięć frakcji: altruizm (bezinteresowność), nieustraszoność (odwaga), erudycję (inteligencję), prawość (uczciwość) oraz serdeczność (życzliwość). Każda z nich spełnia w mieście określone funkcje i nie ma prawa wchodzić w kompetencje obywateli przynależących do innych grup. W chwili narodzin dziecko zostaje przyporządkowane do frakcji swoich rodziców i do szesnastego roku życia zobowiązane jest ją godnie reprezentować. Przychodzi jednak taki czas, gdy wszyscy nastolatkowie osiągający ten wiek przechodzą test predyspozycji, a następnie w krwawej ceremonii zobowiązani są do wybrania frakcji, w której przyjdzie im spędzić resztę swojego życia. Nie musi nią być oczywiście rodzima społeczność, należy jednak pamiętać, że osoba nie pasująca do żadnej z grup zostaje uznawana za bezfrakcyjną i zmuszona jest do dalszej egzystencji wraz z pozostałymi wykluczonymi. Przed podobnym wyborem staje szesnastoletnia Beatrice, która w dniu swojej inicjacji postanawia porzucić altruizm na rzecz silnej i jedynej w swoim rodzaju nieustraszoności. Zanim jednak stanie się ona pełnoprawną członkinią tej grupy, będzie musiała zmierzyć się ze swoimi największymi lękami, przejść brutalny trening oraz nauczyć się współżyć z pozostałymi nowicjuszami oraz rodzącą się między nimi rywalizacją...

Muszę przyznać, że zauroczyła mnie ta książka i choć od przeczytania jej minęły już ponad dwa miesiące to w dalszym ciągu czuję w stosunku do niej pewnego rodzaju sentyment. Co prawda nigdy nie obdarzyłam Tris jakimś szczególnym uczuciem, ponieważ od samego początku była mi dziwnie obojętna, a jej postępowanie co najmniej dziwne, jednak spodobał mi się ogólny koncept Veronicy Roth na całość tej historii. Dość często zdarza mi się sięgać po różnego rodzaju cykle dla młodzieży i choć spora część z tych spotkań usatysfakcjonowała mnie to cieszę się, ponieważ w końcu doczekałam się prawdziwej perełki. Oczywiście myślę tu w kategoriach serii, które poprzez swoją treść nawiązują do funkcjonowania świata w przyszłości, a przecież takich na polskim rynku wydawniczym pojawia się coraz więcej. Amerykańska autorka potrafiła wybić się z tłumu innych pisarzy poruszających ten temat i myślę, że jeszcze przez bardzo długi czas nie znajdzie ona sobie równych. Od dawien dawna bowiem nie miałam do czynienia z równie dynamiczną i pełną emocji powieścią, która w bardzo prosty i przyjemny sposób uczy swoich czytelników tego czym jest prawdziwa przyjaźń i do czego może doprowadzić żądza władzy absolutnej. W całej tej sytuacji zaczęłam się nawet zastanawiać nad tym, skąd pisarka wzięła pomysł na powołanie do życia osób bezfrakcyjnych. Dopiero po dobrej chwili uzmysłowiłam sobie, że symbolizują oni ludzi wykluczonych społecznie, których każdego dnia zdarza nam się spotkać w naszym realnym życiu. Sam ogółu społeczeństwa do tychże obywateli został przez autorkę odwzorowany jeden do jednego i wydaje mi się, że fragmenty te były najlepszymi momentami tej książki, choć w tej części nie uraczymy ich aż tak wielu, jak w jej kontynuacjach.

Oczywiście książka ta bywa momentami nieco zbyt przewidywalna, choć wydaje mi się, że ma to miejsce w znacznie mniejszym stopniu niż w przypadku "Zbuntowanej" i "Wiernej", jednak w żaden sposób nie przeszkadza to w całościowym odbiorze tej lektury. Wydaje mi się, że "Niezgodna" jest pierwszym i zarazem ostatnim tomem, w którym byłam zafascynowana uczuciem rodzącym się między Tris a Tobiasem, ponieważ było ono niezwykle subtelne, ale i również pozbawione niekończących się kłamstw i kłótni o wszystko. Nie polecam również czytanie tej książki po wcześniejszym zapoznaniu się z jej ekranizacją, ponieważ jest ona wiernym odzwierciedleniem swojego pierwowzoru, a z doświadczenia wiem, że Mole Książkowe nudzą się, gdy mają do czynienia z powieściami, które są im bardzo dobrze znane. Momentami sama zastanawiałam się nad tym, czy jest sens dalej zapoznawać się z pierwszym tomem cyklu stworzonego przez Veronicę Roth skoro dzięki filmowi była mi ona doskonale znana. Nie mniej jednak uważam, że amerykańska autorka rozpoczęła swoją przygodę z pisaniem w naprawdę mocnym stylu i nie dziwię się, że została ona aż tak dobrze przyjęta wśród czytelników w różnym wieku. Całość tego tomu została napisana w fajnym stylu i nie ma w niej takiego momentu, w którym kompletnie nic by się nie działo, a w moim odczuciu jest to naprawdę duże osiągnięcie. 


Moja ocena: 8/10

środa, 15 czerwca 2016

Agnieszka Lingas-Łoniewska - W szpilkackach od Manolo

Agnieszka Lingas-Łoniewska niewątpliwie należy do grona polskich autorek, które swojego czasu rozkochały mnie w sobie do granic swoich możliwości. Do tej pory zdarza mi się drżeć na samo wspomnienie powieści takich jak: "Bez przebaczenia", "Zakrętów losu", czy też "Szóstego", bo choć od momentu przeczytania ich przeze mnie minęło już co najmniej kilka lat, nie sądzę, by pisarce kiedykolwiek udało się pobić ich fenomen. Przekonałam się o tym już w chwili, gdy pełna oczekiwania sięgałam po coraz to nowsze powieści autorki i nagle okazywało się, że pomimo jej najszczerszych chęci i wielu godzin spędzonych przy komputerze, Agnieszce Lingas-Łoniewskiej nie udało się utrzymać wysokiego poziomu, a chciałoby się nawet powiedzieć, że spadł on o co najmniej kilka stopni.

"W szpilkach od Malonolo" opowiada czytelnikom historię trzydziestopięcioletniej Liliany, ponad wszystko inne ubóstwiającej koty, niebotycznie wysokie szpilki, a także swoje ukochane auto. Do szczęścia tak naprawdę brakuje jej już tylko przystojnego mężczyzny i odrobiny odpoczynku od wymagającej pracy w korporacji, będącej niczym innym jak podkręconym do maksimum wyścigiem szczurów. Kobieta nigdy by się więc nie spodziewała, że jej życie już wkrótce zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni, a całość tej przygody rozpocznie się na służbowym parkingu. Prowodyrem zamieszania okaże się jak zwykle wyglądający niczym młody bóg osobnik płci męskiej i nie obędzie się bez wielkiej irytacji bohaterki jego osobą, która w trakcie przerodzi się w naprawdę namiętną i szaloną miłość do grobowej deski...

Po lekturze tej powieści nie oczekiwałam niczego szczególnego. Pragnęłam jedynie spędzić miło czas w towarzystwie lekkiej i niezobowiązującej historii. Nie musiała ona wcale poruszać tematyki ambitnej, byłabym usatysfakcjonowana z przyzwoicie napisanego romansu. Tymczasem schemat gonił schemat i na dobrą sprawę mogłabym tej powieści nie czytać, bo każdy szanujący się czytelnik byłby w stanie przewidzieć większość następujących po sobie wydarzeń. Banalne w niej było totalnie wszystko: począwszy od nadopiekuńczej mamusi i zwariowanych przyjaciółeczek, a skończywszy na przyjacielu homoseksualiście, który pojawia się w większości tego typu pozycjach wydawniczych. Jestem wściekła na autorkę, że zdecydowała oddać się do druku taką miernotę, choć pewnie sama pisarka zdawała sobie sprawę z tego, iż stać ją było na o wiele więcej. Od kilku dni staram się znaleźć pozytywne cechy, którymi mogłabym opisać tę książkę, jednak żaden sensowny nie przychodzi mi do głowy. No może oprócz tego, że całość tej historii czytało się niezwykle szybko, więc nie miałam okazji, by rozwodzić się nad poszczególnymi wątkami i tym samym nie dane mi było odnaleźć kolejnych minusów. 

"W szpilkach od Manolo" najchętniej nie polecałabym nikomu, ponieważ nie mam w zwyczaju życzyć komuś tego co mi samej do gustu nie przypadło. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że Agnieszka Lingas-Łoniewska posiada rzeszę wiernych fanów i im ta pozycja z całą pewnością się spodoba. Osobiście nie żałuję czasu, który poświęciłam na zapoznanie się z tą pozycją literacką, jednak w chwili obecnej już wiem, że powinnam podchodzić do twórczości tej autorki z dużym dystansem. Intrygujący wydaje się być również fakt, że każdy pisarz, z każdą kolejną napisaną książką, powinien się coraz bardziej rozwijać, a w tym przypadku mam nieodparte wrażenie, że jest zupełnie na odwrót. Na dniach postaram się opublikować opinię na temat pierwszego tomu "Łatwopalnych" i przekonacie się, że niski poziom historii Liliany nie jest odosobnionym przypadkiem. W wolnej chwili postaram się również nadrobić zaległości czytelnicze i sięgnąć po dalsze tomy "Łatwopalnych", ale i również "Szukaj mnie wśród lawendy". Mam nadzieję, że okażą się one o wiele lepsze pod względem jakości i będę miała do czynienia z dużą ilością mieszaniny różnych uczuć. Tymczasem wracam do swoich obowiązków...

Moja ocena: 3/10

niedziela, 16 sierpnia 2015

Wyniki konkursu - edit

Cześć wszystkim!!! Przepraszam Was za wszelkie opóźnienia, ale ostatnimi czasy sporo się u mnie dzieje, a więc i czasu miewam znacznie mniej. Nie będę Was jednak zanudzać i tylko powiem, że w konkursie wzięło udział 8 osób, którym bardzo dziękuję.
 
Niestety, nagrody są tylko trzy i trafiają one do:
Zawsze uśmiechnięta, Alicja P. oraz Irena Bujak!!!!
Chciałabym również podziękować dobrej duszyczce (Ani), która pomogła mi w wyborze zwycięskich odpowiedzi.

 Adres do wysyłki należy przesyłać na recenzje.leny@gmail.com
GRATULACJE!!!!!!!

EDIT: Niestety jedna z uczestniczek konkursu (Zawsze uśmiechnięta) nie zgłosiła się po jej odbiór, więc zarządzam, że trzecią nagrodę otrzyma uczestnik konkursu, który jako pierwszy podeśle mi na maila swój adres!!!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy